Pilecki, Dedek i Wałęsa

0
Rotmistrz Witold Pilecki
Reklama

Te kilka słów zaczynam pisać po zakończonym w Paprocanach biegu ku czci Żołnierzy Wyklętych. W telewizji mówi właśnie Zofia Pilecka-Optułowicz, córka bohaterskiego rotmistrza Witolda Pileckiego. W jednym zdaniu zawarła testament ojca: zawsze mówcie prawdę. Rotmistrz przypominał jej i bratu o tym codziennie przed snem.

Ten żołnierz wojny polsko-bolszewickiej, kampanii wrześniowej i powstania warszawskiego, który dobrowolnie dał się zamknąć w KL Auschwitz, aby tam zorganizować ruch oporu i przekazać na Zachód, co dzieje się w obozie; zanim w 1948 r. został zamordowany przez komunistów, w więzieniu przekazał żonie, aby dzieci czytały książkę Tomasza Kempisa „O naśladowaniu Chrystusa”.

Prawda. Tyle się teraz szafuje tym słowem. Jaka była prawda? To pytanie pada ostatnio w kontekście dokumentów, które „wypadły” z szafy generała bezpieki Kiszczaka. Tylko wyjątkowo naiwni mogą sądzić, że Polska Ludowa nie była krajem donosicieli; że na masową skalę kapowali komunistom tylko w Związku Sowieckim czy w NRD. Członkowie polskiej służby bezpieczeństwa to nie byli głupole, jakich odrysowują komedie Barei. Ci specjaliści od manipulacji namówili do współpracy (dobrowolnej lub pod szantażem) bardzo wielu studentów, opozycjonistów, księży, pracowników naukowych, robotników, aktorów i dziennikarzy.

Nie ma złych ludzi są tylko złe czyny. Nie śmiem oceniać tych, którzy donosili, ale też dobrze jest stanąć w prawdzie. Tak zrobił aktor Tomasz Dedek (m.in. Jędrula w serialu „Rodzina zastępcza”). Od czasów studenckich donosił Służbie Bezpieczeństwa na swoich kolegów z roku. Parę dni temu w TVP Historia widziałem program, w którym powiedział jak to było… Chciał grać, marzył, żeby być aktorem. „Była w tym próżność i egoizm. Mogłem wybrać inaczej” – twierdził. Ale złamał się, był tajnym współpracownikiem i brał za to pieniądze, co uznał za najgorsze. Oglądając Tomasza Dedka w tym programie poczułem wraz z nim ulgę. Ten człowiek stanął w prawdzie.

Reklama
"SB a Lech Wałęsa", książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka
„SB a Lech Wałęsa”, książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka

Trudniej o to Lechowi Wałęsie. Z żalem patrzę jak mój bohater traci chyba ostatnią szansę na uratowanie swojej legendy. Znów trzeba być naiwnym, żeby przeczyć faktom opisanym już szczegółowo w 2008 r. w książce „SB a Lech Wałęsa: przyczynek do biografii” Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka (skory do sądzenia się przywódca Solidarności nie pozwał autorów tej monografii). Jako młody robotnik współpracował z SB, co nie przekreśla przecież jego doniosłej roli w latach 1980-1990. Bolesne jest to, że już jako prezydent RP niszczył akta w swojej sprawie, a potem zaciekle atakował i procesował się z innymi legendami Solidarności, które nie chciały zapomnieć o jego niechlubnej przeszłości.

Teraz – jak nigdy dotąd – od Lecha Wałęsy zależy czy stanie w prawdzie i powie jak było (jestem przekonany, że ludzie docenią to i wybaczą mu), czy też dalej będzie kluczył. Czym dłużej będzie kluczył tym bardziej zostanie zapamiętany jako tajny współpracownik SB, megaloman oraz bywalec basenów w Miami i balów polonijnych niż architekt wolnej Polski.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj