Dwa tygodnie przed męczeńską śmiercią ks. Jerzy Popiełuszko odwiedził Bojszowy

0
Ks. Leon Loska, były proboszcz z Bojszów Nowych i kolega z wojska ks. Jerzego Popiełuszki przy tablicy upamiętniającej pobyt kapelana "Solidarności" w Bojszowach, 2004 r.; fot. Dominik GAJDA
Reklama

Był rok 1984. – Tato, to jest ten ksiądz, którego spotkałam przed domem! – krzyknęła mała Ania z Bojszów, gdy w telewizji pokazano fotografię uprowadzonego ks. Jerzego Popiełuszki. Wtedy ksiądz już nie żył, ale na dziesięć dni przed swoją męczeńską śmiercią był w Bojszowach. Przyjechał tu z Gliwic razem z prof. Henrykiem Samsonowiczem, późniejszym ministrem oświaty w rządzie Mazowieckiego. Ks. Jerzy nocował w parafii NMP Uzdrowienia Chorych w Bojszowach Nowych, u swojego przyjaciela ks. Gerarda Gnidy. Po tamtej wizycie pozostały w gminie trwałe ślady. W kościele znajduje się pamiątkowa tablica z podobizną kapelana „Solidarności” i jego mottem: „Zło dobrem zwyciężaj”. Jego imię nosi szkoła w Świerczyńcu oraz alejka po lasem, którą przechadzał się 8 i 9 października 1984 r. W 2004 r. dotarłem do ludzi, którzy ks. Jerzego wtedy spotkali lub też znają szczegóły jego wizyty w Bojszowach.

Profesor Samsonowicz schodził już po schodach. Ks. Jerzy Popiełuszko był jakiś nieswój. Zawrócił się jeszcze i powiedział do gospodarza: – Gerard… Jestem gotów na wszystko, ale do końca będę bronił prawdy.

Obaj duchowni uścisnęli się mocno, a potem goście odjechali do Bytomia, gdzie ks. Jerzy miał wygłosić kazanie do robotników. Tak nieżyjący już dziś proboszcz z Bojszów Nowych zrelacjonował ostatnie chwile pobytu w parafii ks. Popiełuszki Mariannie Zawiłowej, nauczycielce języka polskiego w Szkoły Podstawowej w Świerczyńcu.

Ks. Gerard Gnida musiał dobrze zapamiętać pożegnalne słowa kapelana Solidarności, skoro napisane przez siebie wspomnienie o nim zatytułował „Jestem gotów na wszystko”. Tekst miał się ukazać w jednym z listopadowych numerów „Gościa Niedzielnego” (jeszcze w 1984 r.), ale jego druk wstrzymała cenzura. Dziś można go przeczytać w kronice parafialnej. Opatrzony jest adnotacją „Tylko do użytku wewnątrzkościelnego!”.

Marianna Zawiłowa wspominała jak bojszowski proboszcz jeździł w każdą ostatnią niedzielę miesiąca do Warszawy. Wtedy w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu ks. Popiełuszko odprawiał msze święte za ojczyznę. Proboszcz przywoził potem do Bojszów
nagrania kazań ks. Jerzego, a w wspomnianym już tekście tak pisał o tych nabożeństwach: „Oczywiście msza św. za ojczyznę, dzięki swojej oprawie poetyckiej, budziła emocje, lecz pozytywne. (…) Umacniała nadzieję w zwycięstwo dobra, krzepiła zbolałe serca, uczyła przebaczania uraz. (…) W imię tych racji ks. Jerzy Popiełuszko zdecydowanie przeciwstawiał się tym, którzy nazywali mszę za ojczyznę seansami nienawiści.”

Reklama

– Poznali się na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Mój poprzednik nocował w parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie Jurek Popiełuszko był wikarym. Wtedy się zaprzyjaźnili – mówił mi w 2004 r. ks. Leon Loska, w latach 1988-2012 proboszcz parafii w Bojszowach Nowych. – W lipcu 1984 r. ks. Gerard Gnida przebywał razem z ks. Popiełuszką na urlopie w Krynicy – dodała Marianna Zawiłowa.

– „Zgadnijcie, kto mnie odwiedził?”, zawołał ks. Gerard, gdy pojawił się u nas nazajutrz po wyjeździe ks. Popiełuszki – relacjonowała Marianna Zawiłowa. – Opowiadał nam, jak do późnej nocy rozmawiał z ks. Jerzym.

Kapelan Solidarności zwierzał się mu się, że jest przygotowany na najgorsze. Liczył się z tym, że mogą go zabić, ale podkreślał wierność drodze, która obrał.

Wtedy nikt z nas nie myślał, że zostanie zamordowany, a on to przeczuwał. Ta śmierć była dla wszystkich szokiem, a najbardziej przeżył ją nasz proboszcz. Po zabójstwie ks. Popiełuszki to już nie był ten sam człowiek. Na wiosnę 1985 r. ciężko zachorował. Zmarł w 1988 r. – mówiła mi Marianna Zawiłowa.

Szok był duży, bo wtedy ludzie nie wiedzieli, co spotykało ks. Popiełuszkę w ostatnich miesiącach jego życia. Cztery dni po wyjeździe z Bojszów, 13 października, na drodze z Gdańska do Warszawy sprowokowano wypadek drogowy, który był pierwszą próbą zamachu. A wcześniej? Nieustannie go śledzono, dwa razy włamywano się do jego mieszkania, ktoś podrzucił mu ładunek wybuchowy i zniszczono auto, dwukrotnie uczestniczył w dziwnych wypadkach samochodowych, a wreszcie we wrześniu 1983 r. wszczęto przeciwko niemu śledztwo „w sprawie nadużywania wolności sumienia i wyznania na szkodę PRL-u”. Był wielokrotnie przesłuchiwany i raz go aresztowano.

– Był taki wątły fizycznie, ale zawsze stanowczy i opanowany. Nigdy nie dał się sprowokować – mówił mi ks. Leon Loska, proboszcz w Bojszowach Nowych w latach 1988-2012. On również poznał ks. Popiełuszkę. Razem służyli w wojsku, w specjalnej jednostce w Bartoszycach, do której władze kierowały kleryków. Zrządzenie losu… W małej gminie, w jednej parafii, dwaj kolejni proboszczowie mieli styczność z ks. Jerzym.

– Ze Śląskiego Seminarium Duchownego pojechało nas jedenastu. Dwa lata w Ludowym Wojsku Polskim, od 1966 do 1968 r. Pamiętam do dziś, to była jednostka JW 4413. Byłem w pierwszej kompanii, a on w drugiej, ale obaj dostaliśmy w tyłek – wspominał ks. Loska.

– Jurek nie pozwolił sobie ściągnąć medalika oraz obrączki-różańca. Dostaliśmy je od prymasa Wyszyńskiego podczas rekolekcji w Częstochowie. Za to go kadra oficerska gnębiła, co przypłacił pogorszeniem i tak słabego zdrowia – wspominał ks. Leon Loska.

W Bartoszycach próbowano klerykom wybić z głowy dalsze studia w seminariach duchownych. Zaostrzony rygor, ciężka praca fizyczna, liche wyżywienie i specjalnie szkolona kadra. – Nazwali nas „święci”, albo „wojsko rakietowe”, bo nosiliśmy na ramionach łopaty i kopaliśmy rowy. Ciągle ziemia – powietrze, ziemia – powietrze, jak rakiety. Mnie obiecywali, że jeśli zrezygnuję z seminarium, to dostanę się bez egzaminów do Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie, no i że zrobię karierę piłkarską, bo wcześniej grałem w Górniku Lędziny – mówił ks. Loska. – Byli tacy, którzy się złamali. W takich momentach Jurek Popiełuszko namawiał nas do modlitwy. To również za jego sprawą, w piątek, w jadłospisie nie było mięsa.

Koledzy z wojska co roku spotykają się przy jego grobie w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. W 2004 r., podczas pobytu w Warszawie, ks. Loska dowiedział się, że podobno w archiwach Służby Bezpieczeństwa są dokumenty, z których wynika, że ks. Jerzy był śledzony już podczas swojej wizyty na Śląsku. To jednak nic pewnego. – Nie można jednak wykluczyć, że już w Bojszowach chcieli go porwać – mówił ks. Loska. Podczas wizyty ks. Popiełuszki w Bojszowach zdarzyło się coś, co zdawałoby się tę tezę potwierdzać.

Ks. Jerzy przyjechał 8 października, po południu, kiedy proboszcz Gerard Gnida prowadził na probostwie lekcje religii. Zaproponował więc ks. Jerzemu, aby udał się na spacer z jego psem. To był bokser o imieniu Cezar. Proboszcz zapewniał ks. Popiełuszkę, że to szkolony pies. Ks. Jerzy przechadzał się z nim ścieżką biegnącą pod lasem, obok kościoła i cmentarza parafialnego. Gdy weszli parę metrów w las, Cezar zaczął szczekać i stawiał opór. Ks. Jerzy chciał iść dalej, a Cezar wręcz przeciwnie. Być może ksiądz obawiał szarpać się z obcym sobie czworonogiem i zawrócił w stronę cmentarza.

Ludzie mówili potem, że widzieli, jak z lasu wyjeżdżał samochód na obcych rejestracjach.

– Po przechadzce ks. Jerzy, nieco poirytowany zachowaniem Cezara, powiedział proboszczowi, że wątpi w to, iż jest to pies szkolony. Tymczasem niewykluczone, że pokrzyżował on wtedy plany esbeków – mówił mi ks. Leon Loska.

Kapelan Solidarności prawdopodobnie „przeprosił się” z Cezarem, bo 9 października, około południa ponownie wyszedł z nim na spacer. Wracającego z cmentarza ks. Jerzego spotkała Anna Gniza, wówczas 5-letnia dziewczynka. W 2004 r. pracowała jako technik fizjoterapii w Gminnym Ośrodku Opieki Zdrowotnej.

– Bawiłam się przed domem. Podbiegł do mnie duży pies proboszcza, o ile dobrze pamiętam bokser. Znałam go, bo bywaliśmy na probostwie. Moi bracia byli ministrantami. Ksiądz Jerzy Popiełuszko nie wiedział, że znam psa i obawiał się, aby nie zrobił mi krzywdy. Podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Pytał o rodzinę i o to, czy mam rodzeństwo. To był epizod w życiu małego dziecka, ale wyraźnie pamiętam tamto spotkanie – mówiła Anna Gniza.

W 1985 r., w rok po wizycie ks. Jerzego w Bojszowach i jego tragicznej śmierci, w kościele NMP Uzdrowienia Chorych odsłonięto tablicę pamiątkową. Kwiaty pod nią składała właśnie Ania Gniza.

Nad podobizną księdza widnieje napis: „Ugiął kolana tylko przed Bogiem. Zło dobrem zwyciężaj”, a poniżej jest inskrypcja: „Ks. Jerzemu Popiełuszce, męczennikowi za prawdę i prawa człowieka, w pierwszą rocznicę pobytu w naszym kościele -–parafianie. Bojszowy Nowe, Świerczyniec”.

Dziś nikt nie wie, kto jest autorem tablicy i rzeźby z brązu. Nie ma żadnych zapisków w kronice parafialnej na ten temat. Wiadomo tylko, że był to artysta z Bierunia Nowego. W 1987 r. nad tablicą zawisło godło narodowe z orłem w koronie oraz biało-czerwona flaga. Pytano wtedy proboszcza Gerarda Gnidę, czy się nie boi, a niektórzy zarzucali mu, że upolitycznia kościół. Nikt jednak nie odważył się zdjąć tablicy i symboli narodowych.

W swoim artykule ks. Gnida pisał o ks. Popiełuszce: „Dla ks. Jerzego najbardziej przykrymi i bolesnymi były oskarżenia o politykierstwo (oskarżały go o to władze PRL-u – przyp. aut.). Wtedy autentycznie cierpiał. Najbardziej boleśnie przeżywał zarzut, że to co robi, szkodzi narodowi, a on sam zatraca swoje kapłaństwo. A przecież nie ambicja kierowała jego wysiłkami. (…) Był otwarty, daleki od zacietrzewienia. (…) Nie wynosił się nigdy, chociaż ustawicznie wzrastała jego popularność, na którą nie miał wpływu. Traktował ją jako jedną z wielu niedogodności swego życia. Nigdy o nią nie zabiegał!

Ks. Jerzy Popiełuszko głosił wartości chrześcijańskie. Żył nimi. Prawda, sprawiedliwość, miłość, godność osoby ludzkiej, sumienie, to główne tematy jego homilii, których wygłoszenie poprzedziły długie chwile osobistej modlitwy oraz cierpliwe dialogi z innymi. (…) Nie potrafił kalkulować ani ustawiać się. To co czynił, czynił z głębokiego przekonania i nakazu swego sumienia.”

W tym roku minęła 33. rocznica śmierci ks. Jerzego. Od 1997 r. trwał jego proces beatyfikacyjny. W 2010 r. ks. Jerzy został beatyfikowany. Został błogosławionym Kościoła katolickiego. Od 2014 r. trwa jego proces kanonizacyjny. W gminie Bojszowy, w 2000 r. Szkoła Podstawowa w Świerczyńcu, jako jedyna w regionie, na patrona wybrała sobie ks. Popiełuszkę. Ścieżka, którą spacerował ks. Jerzy, władze gminy utwardziły asfaltem. Dziś także nosi ona jego i jest ulubionym miejscem spacerowym mieszkańców.

Autor: Jarosław JĘDRYSIK, prawa autorskie zastrzeżone

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj