Felieton kulinarny. Jedzenie łatwe i trudne

0
Fot. Pixabay
Reklama

Namnożyło się nam restauracji z przeróżnymi kuchniami, a niekiedy z gwiazdkami Michelin i z szefami kuchni o znanych nazwiskach – w tym wielu z nich to obcokrajowcy. I ludność miejscowa ochy i achy wydawała. I zachwyt rozniósł się po telewizjach śniadaniowych. Wreszcie u nas tak jak u nich. Ten sam foie gras, bulabez czy jakieś inne panny koty.

Siedzę sobie w lichej knajpie nieopodal Wolbromia, po kapuśniaku a przed mielonym z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty, i zastanawiam się nad kondycją ludzkiej natury. Już Gombrowicz zauważył, że zachwyt rodzi się pomiędzy ludźmi. Sam pojedynczy człowiek nigdy by się nie zachwycał. Bo i po co? Zachwycamy się przed innymi, nie przed sobą. A inni zachwycają się przed następnymi i tak zachwyt wędruje w świat. I jak się tu nie zachwycać, skoro wszyscy się zachwycają. Kiedy Bóg zobaczył Adama, że się nie zachwyca, zaraz podesłał mu Ewę.

Z dobrą kuchnią, w szczególności tą oznaczoną gwiazdkami, jest jak ze sztuką współczesną. Nikt jej nie rozumie, ale większość się zachwyca. To niezrozumienie jest czymś immanentnym, bo po prostu sztuka ta nie zawiera myśli, rozum jest jej niepotrzebny. A jak jest jej niepotrzebny, to każdy może wygadywać różne głupoty i wszystko będzie pasowało. Można mówić długo i byle co, a zawsze będzie na temat. Dlatego tylu namnożyło się krytyków opowiadających o sztuce współczesnej. Podobnie z  tymi gwiazdkowymi kuchniami.

W większości serwują niesmaczne jedzenie, ale przecież nikt do nich nie przychodzi, żeby smacznie zjeść. Przychodzą się pozachwycać, przychodzą się dowiedzieć, że galaretka ze skorżonery to to, a lody z frytek to tamto, a wszystko w obłoku z malinowej polędwicy z jarząbka ostronosego. Dania te – a właściwie tę jedzeniową poezję – traktują z wielką powagą i serwują w nadęciu, jak na pruskim dworze. Gdyby się znalazł jakiś odważny i spostrzegł, że król jest nagi, pewnie nikt by i tak go nie zauważył, bo taka jest natura ludzka połączona w zachwycie. Cechą immanentną takiej kuchni jest brak smaku. Jeśli więc nikomu nie smakuje – a zachwyca – to można dowolnie o niej pleść, bo smak jest jej niepotrzebny.

Ważne, w której części lasu kucharz znalazł tę trawę, ważne są techniki przyrządzania, ważne są kolory, ochrona środowiska, prawa człowieka i zwierząt, ważna jest lokalność i ile dwutlenku węgla mniej poleciało w luft. Skończyłem swojego mielonego. Soczysty w środku, z pięknie podpieczoną na smalcu skórką. Skoczę jeszcze do pobliskiej piekarni po wolbromskie obwarzanki. Wieczorem w domu pokroję pomidora, posypię owczym serem, dymką, skropię cytryną i kilkoma kroplami oliwy. Otworzę jakiś węgierski kupaż z merlota i caberneta. Kiedy to już zjem, porwę obwarzanka na strzępy i będę nimi spijał soki z talerza. A że będę sam, nie będę się zachwycał. Oj, jak bardzo nie będę się zachwycał!

Reklama

Alamira, bloger Salonu24

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj