Kapliczka poświęcona św. Maksymilianowi Marii Kolbemu stoi w przysiółku Kaniówek w Dankowicach, po prawej stronie drogi, otoczona drzewkami, z dwiema młodymi brzózkami przy wejściu. Dwie brzozowe belki są też wbudowane w kaplicę. Bo tak to właśnie zaplanowała Julia Sadlok z domu Hamerlak, więźniarka KL Auschwitz.
Artykuł ukazał się w „Nowym Info” nr 34 (22.08.2017)
Julia miała14 lat, gdy Niemcy zorganizowali w Dankowicach obławę na jej przyrodniego brata, Ludwika Gawlika, partyzanta (syna mamy Anny z pierwszego małżeństwa). Przyszli do domu w sylwestra 1942 r. Julia zapamięta ten dzień jako ostatni,
gdy rodzina była razem.
Brat wyskoczył przez okno, zaczął uciekać. Postrzelili go. Trafił do szpitala, pilnowało tam go gestapo. Został powieszony w czasie publicznej egzekucji w Gilowicach koło Żywca, o czym Julia dowiedziała się dopiero po wojnie.
Z domu zabrali ojca, Władysława Hamerlaka. W ewidencji KL Auschwitz został zarejestrowany 6.01.1943 r. jako więzień nr 85460. Zmarł w obozie już w kwietniu 1943 r.
Po Julię, jej starszą o trzy lata siostrę Apolonię i mamę Annę przyszli 7 września 1943 r. o 3 nad ranem. Dzień wcześniej zrobili kolejną rewizję, zastraszali, próbowali wydobyć informacje o partyzantach. Bezskutecznie. Zabrali też żonę Ludwika i jej rodzinę. W domu został jedynie najmłodszy brat Stefan.
Przesłuchiwali ich na policji w Bestwinie. A potem wywieźli do Oświęcimia.
„Wyładowali nas przed drewnianym barakiem, pod brzozą” – zapamięta Julia.
Kobiety zostały umieszczone w bloku 11. obozu macierzystego. W listopadzie 1943 r. chorą siostrę Julii, Apolonię, przeniesiono do Brzezinki. Tam zmarła. W noc sylwestrową 1943 r. schorowaną matkę Julii też zabrano do Brzezinki. Zmarła.
Julię cudem wypuścili z obozu – 18 stycznia 1944 r. Zanim wyszła, współwięźniarki na kawałkach szmat zapisały jej nazwiska i adresy rodzin, wszyły pod podszewkę ubrania, by dała znać, że żyją. Dziewczyna wiadomości wysłała. Pod jeden z adresów, w Chrzanowie, poszła. Przekazała kobiecie, która jej otwarła drzwi, kawałek materiału, a ta
ucałowała ten zwitek,
dowiedziawszy się, że jej córka Stanisława żyje. Julia dostała obiad, który zapamiętała na długie lata. Po 60 latach doszło do wzruszającego spotkania Julii i Stanisławy.
Po powrocie z obozu Julia musiała się meldować na gestapo. Nie dostała kartek ma chleb w gminie w Jawiszowicach. „Tacy jak ty chleba nie jedzą” – powiedzieli jej. Po 16. urodzinach, 10 maja 1944 r. znów ją aresztowano. Razem z bratem trafili do obozu dla Polaków we Frysztacie, potem w Czechowicach (Polenlager nr 63), następnie do Bogumina (Polenlager nr 32). Tam rozdzielono rodzeństwo i wywieziono do obozu Altenburg w Niemczech. 15 kwietnia 1945 r. dziewczyna doczekała wyzwolenia.
Wychowała młodszego brata. Wyszła za mąż, urodziła dwóch synów. Kończyli studia w roku wyniesienia ojca Maksymiliana Marii Kolbego na ołtarze.
Przyrzekła wtedy,
że wybuduje w Dankowicach (dziś powiat bielski) kaplicę ku czci Matki Bożej Niepokalanej i św. Maksymiliana. Miała stanąć w miejscu, w którym brat Ludwik został postrzelony w czasie ucieczki.
Pojawiły się jednak ogromne przeszkody w budowie. Przez parę lat trzeba było wstrzymywać prace, bo ówczesne komunistyczne władze nie pozwalały: od komitetów gminnych po wojewódzkie. Na szczęście byli też ludzie, którzy bezinteresownie pomagali wznosić mury kaplicy, wśród nich górzanie Ludwik Ligęza i Alojzy Wyroba.
3 maja 1979 r. kapliczka została poświęcona. „Uroczystości przewodził proboszcz z Dankowic ks. Stanisław Sroka w koncelebrze z ks. Adamem Woźnikiem – proboszczem z Góry oraz ks. Michałem Bogutą z Wilamowic. Postanowiono, że każdego roku w dzień św. Maksymiliana w kaplicy tej będzie odprawiana msza święta” – napisał ks. Piotr Zegrodzki, proboszcz z Góry, kronikarz tej miejscowości.
14 sierpnia 1979 r.
odbyło się pierwsze nabożeństwo przy kapliczce – w rocznicę śmierci św. Maksymiliana. Nabożeństwa odbywały się potem nawet w stanie wojennym. Napominano Julię i jej rodzinę, grożono jej kolegium, a nawet więzieniem.
– Jaki jest przydział chleba w tym ich więzieniu? – spytała raz.
– Pół kilograma.
– W obozie mieliśmy 12 deka chleba i pół litra zupy na wieczór i rano. Musieliśmy przeżyć – odpowiedziała.
Do kapliczki w dankowickim Kaniówku przyjeżdżały byłe więźniarki niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz i Ravensbruck; ufundowały tablicę poświęconą św. Maksymilianowi Marii Kolbemu. Byli tu ojcowie franciszkanie z Niepokalanowa. Była tu młodzież z Włoch wracająca z VI Światowych Dni Młodzieży. Przez lata przyjeżdżał tu cytowany ks. Piotr Zegrodzki. Regularnie przyjeżdżali do kaplicy w Kaniówku mieszkańcy Góry, zespół śpiewaczy „Górzanie” .
Julia Sadlok zmarła w 2009 r.
Ks. Piotr Zegrodzki zmarł w 2014 r. O kapliczkę dbają synowie Julii z rodzinami – Andrzej i Jan. Regularnie co roku 3 maja i 14 sierpnia odprawiane są tu msze św. Jakiś czas temu wybrali sobie także to miejsce myśliwi z Dankowic, by w listopadzie czcić tu modlitwą św. Huberta.
14 sierpnia tego roku o godz. 17.00 ks. Józef Jakubiec, proboszcz dankowickiej parafii, znów stanął przy ołtarzu przed kapliczką na Kaniówku. Dwa chóry – „Dankowian” i „Górzan” – w pięknych strojach, przy akompaniamencie Władysława Wróblewskiego zaśpiewały na rozpoczęcie mszy św. pieśń do św. Maksymiliana. Kierownik zespołu „Górzanie” Paweł Libera przeczytał fragment Pisma Świętego. Proboszcz wygłosił kazanie o św. Maksymilianie. Przyszli mieszkańcy Kaniówka. Byli synowie Julii Sadlok z rodzinami. I jak zawsze, niezmiennie od lat, mieszkańcy Góry.
Tekst, zdjęcia i film: Renata BOTOR-PŁAWECKA, sierpień 2017
Materiał jest chroniony prawami autorskimi. Kopiowanie bez zgody autorki zabronione.