Keczup czy keczap? Rzecz o pomidorach. Posłuchajcie tej historii. Jest koniec lat siedemdziesiątych, w sierpniowy dzień w nadmorskiej miejscowości ustawiła się kolejka do stoiska z hot-dogami. Pewna młoda kobieta, czuła na punkcie naszej mowy, stoi za pryszczatym chłopakiem. Nadchodzi moment składania zamówienia. Stoisko obsługuje masywna kobieta w wieku balzakowskim.
– Poproszę jednego – odzywa się chłopak.
– Z czym?
– Z keczapem.
– Nie mówi się z keczapem tylko z keczupem.
– Aha.
– No to z czym?
– No, z tym keczupem.
Przyszła kolej na dziewczynę.
– Poproszę jeden.
– Z czym?
– Z masztardą.
Ta młoda kobieta jest dziś profesorem filologii na Uniwersytecie Śląskim.
Dziś będzie o pomidorze. Dotarł do Polski przez Italię. Do Włoch dotarł z Ameryki. „Tomatl” to po aztecku nasz pomidor. Na początku nie cieszył się powodzeniem. Dopiero zmyślni Włosi udoskonalili z czasem ten mały czerwony owoc. Tak im się spodobał, że nazwali go „złote jabłko”. Pomm d’or. Tak oto dokonał się podział Europy na zwolenników tomaty lub pomidorów.
Kocham pomidory, dlatego w trosce o Was, apeluję: Nie jedzcie pomidorów. To co teraz jest dostępne w sklepach nie ma nic wspólnego z pomidorami. Złote jabłko jest dziełem słońca, a słońce teraz w Europie jest mizerniutkie. Nie ma go wiele, więc nie jest w stanie urodzić prawdziwego pomidora.
To co nam zostaje to pomidory w puszce. Te są zawsze dobre, bo zrywane gdy są najtańsze. Kiedy samą mocą słońca, wody i ziemi się tworzą. Bez szklarni, nawozów, kroplówek.
A jakie danie z pomidorów w puszce jest najlepsze? To które powstanie z naszego sosu. Za chwilę go ugotujemy.
Składniki: marchewka, pietruszka, seler naciowy, cebula, czosnek, anchois, wino czerwone, ocet balsamiczny, puszki z pomidorami, bazylia, masło i oliwa, sól i cukier.
Robota: kroimy cebulę, marchewkę, seler i korzeń pietruszki w drobną kostkę, smażymy na oliwie z masłem, dorzucamy 2-3 rozdrobnione filety anchois, na koniec posiekany ząbek czosnku. Zalewamy kieliszkiem czerwonego wytrawnego wina, dwoma łyżkami octu balsamicznego i 3-4 puszkami pomidorów, dorzucamy szczyptę cukru i dusimy na małym ogniu około 45 minut, mieszając od czasu do czasu, tak by się nie przypaliło. Przecedzamy przez sito. Ponownie zagotowujemy dodając sól i bazylię.
Ten sos pasuje do wielu rzeczy, polecam z ulubionym makaronem. Mięsożercom i sobie dodaję jeszcze przesmażone kawałki kiełbasy polskiej surowej. Jedną na porcję. Przekrawamy ją wzdłuż i kroimy na centymetrowej grubości półplasterki, przesmażamy kilka minut na maśle. Posypujemy potrawę.
Rozlewamy do kieliszków Chianti i zimową-wiosenną porą przenosimy się w słoneczne rejony naszej wyobraźni.
Alamira, bloger Salonu24