Felieton kulinarny. Kieliszki – jakie, do czego i kiedy?

0
Fot. pl.freepik.com
Reklama

Kilka słów o kieliszkach. Jakie stawiać na stole, do jakich win i kiedy?

– Cześć.

– Cześć.

– Masz ten artykuł o kieliszkach?

– Wiesz co?

Reklama

– No, co?

– Kupiłem jakieś dwadzieścia lat temu komplet kieliszków od Riedla do win bordoskich, zapłaciłem jakieś dwa tysiące. Raz je użyliśmy, a potem wylądowały w piwnicy. Uznaliśmy, że nie warto narażać je na ryzyko potłuczenia i leżą tam do dzisiejszego dnia.

– Ha, ha, dobre, no to już masz połowę artykułu.

Zszedłem do piwnicy, swoje sześć kieliszków Riedla do win bordoskich włożyłem do zmywarki. Pokryte były kilkunastoletnim nalotem. Włączyłem zmywarkę (wbrew zaleceniom Riedla) i skupiłem się na pierwszych słowach opowiadania o szkle, które towarzyszy człowiekowi w trakcie jego zmagań z alkoholem.

Gdyby ludzie nie mieli nosów i ust, to nie byłoby kieliszków.

Gdyby nie było różnorodności win, to pomimo ust i nosów też nie byłoby kieliszków. No ale usta i nosy jak najbardziej istnieją, a w każdym winie siedzi inny duszek. Żeby je rozróżnić trzeba czasami przechylić głowę, czasami przesunąć wino w ustach z jednego położenia w inne, czasami – przymykając oczy – wpuścić do nosa olejki eteryczne znad kieliszka, a innym razem ponownie przyjrzeć się smugom wina na kieliszku.

Różne części języka są odpowiedzialne za rozpoznawanie różnych smaków: słonego, gorzkiego, słodkiego, kwaśnego. Fachowcy tacy jak Riedel, drogą doświadczeń doszli do wniosku, że jedne wina powinny rozpocząć kontakt z językiem w tym miejscu, a inne w innym. Więc wymodelowali odpowiednio kieliszki, raz – żeby upić łyk trzeba nieco odchylić głowę, a wtedy słodkie aromaty odczujemy na końcu, przesuwając wino do przodu ust, a innym razem, nie odchylając głowy, zetkniemy wino z językiem zaczynając od słodkich nut, a gorzkie, taninowe aromaty, pojawią się na końcu.

Mój pierwszy kontakt z winnymi nacjami nastąpił w czasach studenckich, w roku 1980. Mieszkałem przez dwa miesiące w Paryżu u nieco nietypowej francuskiej rodziny. Nietypowej, bo w rodzinie było siedmioro dzieci.

Tata (był dyrektorem w Gaz de France) tuż przed dziewiętnastą wracał z pracy. Punktualnie o dziewiętnastej rozpoczynał się francuski obiad. Przy stole siedzieliśmy zawsze po minimum dwie godziny. Oczywiście młodsze dzieci wierciły się i czasami wcześniej odchodziły od stołu, ale ceremoniał niespiesznego spożywania posiłku i picia wina był czymś absolutnie nie do zakwestionowania.

Była to zamożna rodzina, codziennie siadaliśmy do dużego stołu w kuchni nakrytego zawsze czystym, białym obrusem. Ale wino piliśmy ze szklanek. Młodsze dzieci dostawały wodę, a w niedzielę mama do tej wody dodawała zawsze odrobinę wina. Starsze dzieci (studenci) i rodzice pili wino, ale czasem rozcieńczali je wodą.

Tak więc kieliszki nie zawsze są potrzebne.

Nie wszyscy jednak podzielają ten pogląd. Bela Hamvas w „Filozofii i wina” z 1945 roku, nie znając jeszcze kieliszków Riedla, pisze: „W każdym przyzwoitym domu, w którym naprawdę szanuje się wino, powinno być co najmniej dwadzieścia rodzajów kieliszków, od pięćdziesiątki na tokaj poczynając, a na półlitrowych kończąc. (… )

Ogólnie rzecz biorąc, pojemność kieliszków należy dostosować do gatunków wina. (…) Trzeba również zważać na jakość szkła, zwłaszcza na jego grubość. Jakże bowiem pić dobre wino z grubego szkła?”

Fot. Pixabay

Kieliszki służą do spożywania także innych napojów alkoholowych. Ale zostańmy przy winie. Oto dlaczego. Oddajmy jeszcze raz głos Beli Hamvas:

„Ten, kto wypił dużo wina – tańczy, ten kto schlał się wódką – pada, przewraca się, wali głową w przeszkodę, by już potem nie podnieść się z ziemi.

(…) Tak właśnie wygląda różnica między narodami wina a narodami wódki (…) I taka jest różnica między ludźmi żyjącymi w cieniu muz a barbarzyńcami”.

Bela na własnej skórze doświadczył największych okropieństw totalitarnej rzeczywistości. Kieliszki dla Beli były ważne, zżymał się, że nie ma odpowiednich kieliszków do szprycera (wino zmieszane z gazowaną wodą), marudził nad wielkością kieliszków (bo za małe).

Przed barbarzyństwem uchronił się Claus Josef Riedel. W 1955 roku Sowieci opuścili Austrię i młody chemik, po zakupieniu niewielkiej fabryki szkła w Kufstein, oddał się rodzimej tradycji wytwarzania wyrobów ze szkła.

W 1957 roku projektuje pierwszy kieliszek. Wie już, że jego kształt determinuje smak wina. Wie, że nóżka powinna być długa, by nie dotykać dłonią czaszy. Wie, że szkło powinno być jak najcieńsze. Że nie powinno mieć żadnych zdobień. W ciągu najbliższych dwudziestu lat narzuca standardy wszystkim innym producentom. Jego kieliszki powszechnie przyjęto za najlepsze na świecie.

Choć Bela Hamvas umiera w 1968 roku, to nie wie nic o kieliszkach z Kufstein. Żelazna kurtyna działa.

Niezadowolonych z  braku wskazówek technicznych pragnę uspokoić. Syn Clausa Josefa Riedla wymyśli przed końcem dwudziestego wieku kieliszek one for all – jeden do wszystkiego. I po co to było czytać?

Alamira, bloger Salonu 24

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj