Klimek, który przez 70 lat był kościelnym

4
Klimek Kozyra z ministrantami, 1969 r.; fot. archiwum Krystyny Kosmy
Reklama

Przez starych tyszan i samego siebie nazywany był pieszczotliwie Klimkiem. Znany jest ze starotyskich anegdot i opowieści. Pamiętany przez kilka pokoleń z racji swej długowieczności – Klemens Kozyra – był jedną z bardziej charakterystycznych postaci dawnych Tychów. Kojarzony głównie z jedną swoją funkcją: kościelnego porządkowego w kościele pw. św. Marii Magdaleny. Jego praca miała charakter wolontariatu. Wykonując swoje kościelne obowiązki, przeżył aż sześciu tyskich proboszczów. Zmarł w 1971 r.

Autor: Marcin Zarzyna

Nie wiadomo, od kiedy był kościelnym, ale z pewnością funkcję tę sprawował aż do śmierci w 1971 r. Co wyróżniało Klimka w tej roli?

Liberia

Przede wszystkim jego strój – liberia z czarnej tkaniny obszyta lamówką w jasnym kolorze. Podobno uszyto mu ją jeszcze w latach trzydziestych za proboszcza Jana Osyry. Jest w nią ubrany na jednym ze zdjęć z pielgrzymki tyszan do Częstochowy w 1938 r.

Tyszanie w Częstochowie, 1938 r. Na pierwszym planie Klimek Kozyra w liberii; fot. archiwum Krystyny Kosmy

Jak zauważyłem, podobnie przyodziewano kościelnych także w innych miejscowościach na Śląsku, przypuszczalnie więc liberia tyskiego porządkowego była nie tyle czyimś kaprysem, co odzwierciedleniem lokalnej mody i obyczaju.

Reklama

Z pewnością strój taki podnosił rangę kościelnego. I tak to odbierał sam Klimek – jako wyróżnienie. Dzisiaj ten strój może śmieszyć, ale większość starych tyszan słysząc „Klimek” przypomina sobie właśnie o tej liberii, która stała się jego znakiem rozpoznawczym.

Berło

Innym atrybutem Klimka była długa laska zakończona kulą i krzyżykiem, potocznie zwana berłem. Nie jest mi wiadomo, czy zawsze mu towarzyszyła, czy dopiero w dojrzałym wieku stała się swoistym symbolem i dosłownym oparciem dla starzejącego się kościelnego.

Bogdan Prejs w swojej książce „Dawno temu w starych Tychach” wspomina innego kościelnego o nazwisku Rój, który „na długim kiju miał zawieszony mieszek, do którego wrzucało się ofiarę”. Klimek także zbierał do takiego woreczka kolektę podczas mszy św.

Klimek Kozyra w liberii i z berłem przed grobem ks. infułata Jana Kapicy. W parafii pw. św. Marii Magdaleny w Tychach przez 70 lat był kościelnym; fot. archiwum Krystyny Kosmy

„Pamiętom, że mioł taki zamszowy woreczek na końcu długiego sztyla z małym dzwoneczkiem. Jakby ktoś społ albo udowoł, że śpi, to go Klimek tym dzwonkiem budził, żeby wciepoł do woreczka ofiara” – wspomina jeden z tyszan.

Do obowiązków Klimka należało dbanie o porządek podczas mszy, w tym upominanie rozbrykanych dzieci. Potwierdzają to moi rozmówcy.

Rozbrykane dzieci w kościele

„W niedziela palmowo to chopcy w kościele się prali tymi palmami po głowach. Pamiyntom mojego kuzyna Willego Rawnera. On wzion dodatkowo kanka z wodom do poświyncynia. I tym loł kolegów. Jak to Klimek łoboczył, to zaroz tych synków za ucho i wyprowadziył z kościoła. A na koniec jeszcze jednymu prasnoł w łeb palmom. Pieronowy wigyjc (żartowniś – przyp. red.)”.

„Ha! To był żwawy chop! Taki szczupły, jak żeś chciała mu ustąpić miejsca w kościele, to cie poradził opieprzyć”.

„Chodził po kościele miyndzy bajtlami i upominoł: chopcy klynkać!”

Na schodach zakrystii. Podparty berłem trzyma wyciągnięty palec wskazujący, jakby w upomnieniu: „nie pozwalaj sobie”. Pewnie miała to być przestroga skierowana do fotografa; fot. archiwum Krystyny Kosmy

„Jo go pamiętom jeszcze za bajtla, nosił nawet specjalny uniform służbowy. Po nim już nigdy nie widziołech żodnego kościelnego w takim ubiorze i z takim charakterem. Poradził opieprzyć i ustawić rozbrykane dzieci i młódź, a i starym sie obrywało jak se siedli w danyj ławce, a ta była wtedy z góry opłacono przez innych dobrodziejów Marii Magdaleny”.

Jego zaciętość z sprawowaniu swojej funkcji widać na jednym ze zdjęć: Klimek przyjmuje pozę, która zdaje się potwierdzać jego przejęcie rolą. Z zaciętą miną, podparty berłem trzyma wyciągnięty palec wskazujący, jakby w upomnieniu: „nie pozwalaj sobie”. Pewnie miała to być przestroga skierowana do fotografującej go osoby.

Lutowanie garnków

W kościele energiczny, a w domu ponoć… trochę leniwy małżonek. Piszę „ponoć”, gdyż ta szczątkowa „wiedza” bierze się głównie z anegdoty powtarzanej przez wielu tyszan, która w różnych ustach przyjmuje różne wersje. Ale brzmi mniej więcej tak:

„Klimek zajmował się lutowaniem starych, przepalonych garnków. Ludzie przynosili mu je na parafię a on je potem brał do domu do naprawy. Tymczasem żona nie mogła się doprosić, żeby naprawił ich własne. Dlatego podeszła go inaczej: zaniosła garnki na parafię.

W innej wersji podłożyła mu w domu worek z garnkami, a na pytanie, skąd są te garnki, odpowiedziała, że przyniesiono je z parafii. Ponieważ jego oddanie pracy na rzecz parafii było bezgraniczne, zabrał się do pracy i wszystkie zalutował. Wszystkie… ich własne, jak się potem okazało”. Tak głosi legenda. A ile w niej prawdy?

66 lat pracy w browarze

Klimek przyszedł na świat 20 listopada 1877 r. w Tychach jako syn Pawła i Anny (z domu Tomczok). Po ukończeniu ośmiu klas szkoły elementarnej w wieku 14 lat rozpoczął pracę w Browarze Książęcym (1891 r.).

Jeśli wierzyć temu, co usłyszałem od starych tyszan, dla Klimka była to konieczność życiowa, bowiem chował się bez ojca (jego los nie jest mi znany) i musiał jak najszybciej zacząć zarabiać. W browarze przepracował 66 lat aż do przejścia na emeryturę w 1957 r. Dzisiaj wydaje się to już nieprawdopodobne, by tyle lat pracować w jednym zakładzie.

Jednocześnie szukał okazji, w których jego potrzeba „udzielania się” mogła się spełnić. W życiorysie pisanym dla tyskiego oddziału Związku Bojowników o Wolność i Demokrację wymieniał organizacje, do których należał za życia:

„Należałem do Związku Mężów Katolickich, Związku św. Józefa, Związku Zawodowego Polskiego Zjednoczenia i od 1910 r. do chóru Harmonia”.

W trzech powstaniach

Na jubileuszowym zdjęciu widzimy go z orderami przyznanymi mu za udział w śląskich powstaniach. Pisze o tym w życiorysie raczej dość skrótowo:

„Powstanie I – […] brałem udział w walkach przy rozbrojeniu wojska niemieckiego w Paprocanach.

Powstanie II – […] brałem udział w samoobronie w Tychach.

Powstanie III – […] brałem udział w walkach z bojówkami i policją, niemieckim Apo (Abstimmungspolizei – policja plebiscytowa – przyp. red.) w Tychach i Mikołowie”.

Te powstańcze doświadczenia bardzo mu pomogły pod koniec życia. Ponieważ nie miał wyuczonego zawodu i pracował jako robotnik niewykwalifikowany (stąd niska emerytura) – starał się za pośrednictwem ZBoWiD-u o rentę specjalną, która by uczyniła jego życie znośniejszym.

Trudno zweryfikować rzeczywiste zaangażowanie Klemensa Kozyry w licznie wymienione w życiorysie organizacje („Należałem do Związku Powstańców Śląskich, Ligi Morskiej […] i Amatorskiej Sekcji Teatralnej”), ponieważ aby uzyskać rentę specjalną, starał się jak najdobitniej wykazać udziałem w życiu społeczno-politycznym.

Istotnie odnalazłem Klimka na zdjęciu zrobionym z okazji święta Ligi Morskiej i Kolonialnej. Charakterystyczna facjata i duże uszy, jego nie dałoby się pomylić z kimkolwiek.

Oddział Ligi Morskiej i Kolonialnej podczas Święta Morza. W tle Pomnik Powstańca na pl. Wolności. Klimek oznaczony strzałką; fot. archiwum Pawła Kosmy

Wojna

Skąd udział Klimka w tylu organizacjach? „Był rozpolitykowany” – usłyszałem również taką opinię o nim. Sam Klimek w swoim życiorysie wymieniał kilka interesujących skutków swojego zaangażowania politycznego:

„W czasie wybuchu wojny powierzono mi transporty rodzin polskich w celu ewakuacji ich na wschód. Jako powstaniec uchodziłem wraz innymi. Po powrocie z tułaczki musiałem się zgłosić w biurze meldunkowym policji niemieckiej. Przyjęto mnie tam bardzo nieprzyjemnie i dano mi nakaz stawienia się do pracy w browarach. Przyjęcie w browarach było podobne jak na policji. […] Na każdym kroku byłem szykanowany, a najwięcej od Celenleitra Schikorskiego, który mi wiele dokuczał […] Gdy władze niemieckie opuściły zakład pracy, stworzyliśmy jeszcze przed przyjściem wojsk radzieckich straż przemysłową do ochrony mienia browarów i usuwania szkód wyrządzonych przez opuszczającego zakład okupanta”.

Po wojnie udekorowano Klemensa Kozyrę Śląskim Krzyżem Powstańczym.

Życie rodzinne

Co do życia rodzinnego wiadomo o Klimku niewiele. 5 maja 1889 r. wstąpił w związek małżeński z Anną Loską. Owocem tego małżeństwa były trzy córki i syn, który wyjechał do Niemiec. Żona Anna zmarła w 1958 r. Owdowiały Klimek musiał utrzymywać się z niewysokiej emerytury.

Gdzie mieszkał? Ostatni znany adres to aleja Bielska 55. Próżno dziś szukać tego numeru. Jego domek zniknął wraz z rozbudową osiedla „B”. Stał w rzędzie zabudowań obok istniejącej nadal rozdzielni prądu (jest pod numerem 57) vis a vis komendy policji.

„Jego domek jednorodzinny […] jest wytypowany do wyburzenia – czytamy w piśmie z dnia 15 marca 1971 r. W 8 miesięcy później Klemens Kozyra już nie żył. Przypomina się tu historia górnika-powstańca z filmu Kutza pt. „Paciorki jednego różańca”. Filmowy bohater też zmarł wkrótce po wyburzeniu jego domu na Giszowcu.

Tajemnica długowieczności

W czym tkwił fenomen długowieczności Klimka?

On sam tłumaczył go tak: „śpia łodwrócony, nogi mom na zogłówku, żeby śmiertka, jak mnie pomaco, nie rozpoznała mnie, bo to som nogi”.

O dziwo trafnie przepowiedział sobie, że gdzie jak gdzie, ale „w łóżku śmiertka go nie chyci”.

Nie zabił go udział w powstaniach, nie zabiła go wojna, dopiero upadek z drzewa zakończył jego życie.

„Podobno pokłócił się jeszcze z zięciem, że nie wolno mu wchodzić na drzewo, wlozł i spodł. Tak się przy tym połomoł, że niezadługo potym umarł”, „Spadł z gruszy w ogrodzie” – takie wersje powtarzają wszyscy, którzy o nim wiedzieli i słyszeli.

„Przeżyłem sześciu proboszczów”

Pod koniec życia Klimek pisał z nieskrywaną dumą na odwrocie pamiątkowego zdjęcia:

„Na pamiątkę mojej przeszło 70-letniej pracy w kościele i około niego będąc także śpiewakiem kościelnym. Przeżyłem w nim 6-ciu proboszczów, począwszy za św. pam[ięci] Ks. Prob.[oszcza] Palicy, który mi ten udzielił Chrztu św., a następnie Ks. Inf.[ułat] Kapica; wówczas miałem 14 lat”.

Rękopis Klimka z 1969 r. Podsumowuje w nim swoją kościelną służbę

Klemens Kozyra zmarł 1 września 1971 r. W pamięci starotyszan pozostał Klimkiem.

Autor: Marcin Zarzyna

Reklama

4 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj