Przez starych tyszan i samego siebie nazywany był pieszczotliwie Klimkiem. Znany jest ze starotyskich anegdot i opowieści. Pamiętany przez kilka pokoleń z racji swej długowieczności – Klemens Kozyra – był jedną z bardziej charakterystycznych postaci dawnych Tychów. Kojarzony głównie z jedną swoją funkcją: kościelnego porządkowego w kościele pw. św. Marii Magdaleny. Jego praca miała charakter wolontariatu. Wykonując swoje kościelne obowiązki, przeżył aż sześciu tyskich proboszczów. Zmarł w 1971 r.
Autor: Marcin Zarzyna
Nie wiadomo, od kiedy był kościelnym, ale z pewnością funkcję tę sprawował aż do śmierci w 1971 r. Co wyróżniało Klimka w tej roli?
Liberia
Przede wszystkim jego strój – liberia z czarnej tkaniny obszyta lamówką w jasnym kolorze. Podobno uszyto mu ją jeszcze w latach trzydziestych za proboszcza Jana Osyry. Jest w nią ubrany na jednym ze zdjęć z pielgrzymki tyszan do Częstochowy w 1938 r.
Jak zauważyłem, podobnie przyodziewano kościelnych także w innych miejscowościach na Śląsku, przypuszczalnie więc liberia tyskiego porządkowego była nie tyle czyimś kaprysem, co odzwierciedleniem lokalnej mody i obyczaju.
Z pewnością strój taki podnosił rangę kościelnego. I tak to odbierał sam Klimek – jako wyróżnienie. Dzisiaj ten strój może śmieszyć, ale większość starych tyszan słysząc „Klimek” przypomina sobie właśnie o tej liberii, która stała się jego znakiem rozpoznawczym.
Berło
Innym atrybutem Klimka była długa laska zakończona kulą i krzyżykiem, potocznie zwana berłem. Nie jest mi wiadomo, czy zawsze mu towarzyszyła, czy dopiero w dojrzałym wieku stała się swoistym symbolem i dosłownym oparciem dla starzejącego się kościelnego.
Bogdan Prejs w swojej książce „Dawno temu w starych Tychach” wspomina innego kościelnego o nazwisku Rój, który „na długim kiju miał zawieszony mieszek, do którego wrzucało się ofiarę”. Klimek także zbierał do takiego woreczka kolektę podczas mszy św.
„Pamiętom, że mioł taki zamszowy woreczek na końcu długiego sztyla z małym dzwoneczkiem. Jakby ktoś społ albo udowoł, że śpi, to go Klimek tym dzwonkiem budził, żeby wciepoł do woreczka ofiara” – wspomina jeden z tyszan.
Do obowiązków Klimka należało dbanie o porządek podczas mszy, w tym upominanie rozbrykanych dzieci. Potwierdzają to moi rozmówcy.
Rozbrykane dzieci w kościele
„W niedziela palmowo to chopcy w kościele się prali tymi palmami po głowach. Pamiyntom mojego kuzyna Willego Rawnera. On wzion dodatkowo kanka z wodom do poświyncynia. I tym loł kolegów. Jak to Klimek łoboczył, to zaroz tych synków za ucho i wyprowadziył z kościoła. A na koniec jeszcze jednymu prasnoł w łeb palmom. Pieronowy wigyjc (żartowniś – przyp. red.)”.
„Ha! To był żwawy chop! Taki szczupły, jak żeś chciała mu ustąpić miejsca w kościele, to cie poradził opieprzyć”.
„Chodził po kościele miyndzy bajtlami i upominoł: chopcy klynkać!”
„Jo go pamiętom jeszcze za bajtla, nosił nawet specjalny uniform służbowy. Po nim już nigdy nie widziołech żodnego kościelnego w takim ubiorze i z takim charakterem. Poradził opieprzyć i ustawić rozbrykane dzieci i młódź, a i starym sie obrywało jak se siedli w danyj ławce, a ta była wtedy z góry opłacono przez innych dobrodziejów Marii Magdaleny”.
Jego zaciętość z sprawowaniu swojej funkcji widać na jednym ze zdjęć: Klimek przyjmuje pozę, która zdaje się potwierdzać jego przejęcie rolą. Z zaciętą miną, podparty berłem trzyma wyciągnięty palec wskazujący, jakby w upomnieniu: „nie pozwalaj sobie”. Pewnie miała to być przestroga skierowana do fotografującej go osoby.
Lutowanie garnków
W kościele energiczny, a w domu ponoć… trochę leniwy małżonek. Piszę „ponoć”, gdyż ta szczątkowa „wiedza” bierze się głównie z anegdoty powtarzanej przez wielu tyszan, która w różnych ustach przyjmuje różne wersje. Ale brzmi mniej więcej tak:
„Klimek zajmował się lutowaniem starych, przepalonych garnków. Ludzie przynosili mu je na parafię a on je potem brał do domu do naprawy. Tymczasem żona nie mogła się doprosić, żeby naprawił ich własne. Dlatego podeszła go inaczej: zaniosła garnki na parafię.
W innej wersji podłożyła mu w domu worek z garnkami, a na pytanie, skąd są te garnki, odpowiedziała, że przyniesiono je z parafii. Ponieważ jego oddanie pracy na rzecz parafii było bezgraniczne, zabrał się do pracy i wszystkie zalutował. Wszystkie… ich własne, jak się potem okazało”. Tak głosi legenda. A ile w niej prawdy?
66 lat pracy w browarze
Klimek przyszedł na świat 20 listopada 1877 r. w Tychach jako syn Pawła i Anny (z domu Tomczok). Po ukończeniu ośmiu klas szkoły elementarnej w wieku 14 lat rozpoczął pracę w Browarze Książęcym (1891 r.).
Jeśli wierzyć temu, co usłyszałem od starych tyszan, dla Klimka była to konieczność życiowa, bowiem chował się bez ojca (jego los nie jest mi znany) i musiał jak najszybciej zacząć zarabiać. W browarze przepracował 66 lat aż do przejścia na emeryturę w 1957 r. Dzisiaj wydaje się to już nieprawdopodobne, by tyle lat pracować w jednym zakładzie.
Jednocześnie szukał okazji, w których jego potrzeba „udzielania się” mogła się spełnić. W życiorysie pisanym dla tyskiego oddziału Związku Bojowników o Wolność i Demokrację wymieniał organizacje, do których należał za życia:
„Należałem do Związku Mężów Katolickich, Związku św. Józefa, Związku Zawodowego Polskiego Zjednoczenia i od 1910 r. do chóru Harmonia”.
W trzech powstaniach
Na jubileuszowym zdjęciu widzimy go z orderami przyznanymi mu za udział w śląskich powstaniach. Pisze o tym w życiorysie raczej dość skrótowo:
„Powstanie I – […] brałem udział w walkach przy rozbrojeniu wojska niemieckiego w Paprocanach.
Powstanie II – […] brałem udział w samoobronie w Tychach.
Powstanie III – […] brałem udział w walkach z bojówkami i policją, niemieckim Apo (Abstimmungspolizei – policja plebiscytowa – przyp. red.) w Tychach i Mikołowie”.
Te powstańcze doświadczenia bardzo mu pomogły pod koniec życia. Ponieważ nie miał wyuczonego zawodu i pracował jako robotnik niewykwalifikowany (stąd niska emerytura) – starał się za pośrednictwem ZBoWiD-u o rentę specjalną, która by uczyniła jego życie znośniejszym.
Trudno zweryfikować rzeczywiste zaangażowanie Klemensa Kozyry w licznie wymienione w życiorysie organizacje („Należałem do Związku Powstańców Śląskich, Ligi Morskiej […] i Amatorskiej Sekcji Teatralnej”), ponieważ aby uzyskać rentę specjalną, starał się jak najdobitniej wykazać udziałem w życiu społeczno-politycznym.
Istotnie odnalazłem Klimka na zdjęciu zrobionym z okazji święta Ligi Morskiej i Kolonialnej. Charakterystyczna facjata i duże uszy, jego nie dałoby się pomylić z kimkolwiek.
Wojna
Skąd udział Klimka w tylu organizacjach? „Był rozpolitykowany” – usłyszałem również taką opinię o nim. Sam Klimek w swoim życiorysie wymieniał kilka interesujących skutków swojego zaangażowania politycznego:
„W czasie wybuchu wojny powierzono mi transporty rodzin polskich w celu ewakuacji ich na wschód. Jako powstaniec uchodziłem wraz innymi. Po powrocie z tułaczki musiałem się zgłosić w biurze meldunkowym policji niemieckiej. Przyjęto mnie tam bardzo nieprzyjemnie i dano mi nakaz stawienia się do pracy w browarach. Przyjęcie w browarach było podobne jak na policji. […] Na każdym kroku byłem szykanowany, a najwięcej od Celenleitra Schikorskiego, który mi wiele dokuczał […] Gdy władze niemieckie opuściły zakład pracy, stworzyliśmy jeszcze przed przyjściem wojsk radzieckich straż przemysłową do ochrony mienia browarów i usuwania szkód wyrządzonych przez opuszczającego zakład okupanta”.
Po wojnie udekorowano Klemensa Kozyrę Śląskim Krzyżem Powstańczym.
Życie rodzinne
Co do życia rodzinnego wiadomo o Klimku niewiele. 5 maja 1889 r. wstąpił w związek małżeński z Anną Loską. Owocem tego małżeństwa były trzy córki i syn, który wyjechał do Niemiec. Żona Anna zmarła w 1958 r. Owdowiały Klimek musiał utrzymywać się z niewysokiej emerytury.
Gdzie mieszkał? Ostatni znany adres to aleja Bielska 55. Próżno dziś szukać tego numeru. Jego domek zniknął wraz z rozbudową osiedla „B”. Stał w rzędzie zabudowań obok istniejącej nadal rozdzielni prądu (jest pod numerem 57) vis a vis komendy policji.
„Jego domek jednorodzinny […] jest wytypowany do wyburzenia – czytamy w piśmie z dnia 15 marca 1971 r. W 8 miesięcy później Klemens Kozyra już nie żył. Przypomina się tu historia górnika-powstańca z filmu Kutza pt. „Paciorki jednego różańca”. Filmowy bohater też zmarł wkrótce po wyburzeniu jego domu na Giszowcu.
Tajemnica długowieczności
W czym tkwił fenomen długowieczności Klimka?
On sam tłumaczył go tak: „śpia łodwrócony, nogi mom na zogłówku, żeby śmiertka, jak mnie pomaco, nie rozpoznała mnie, bo to som nogi”.
O dziwo trafnie przepowiedział sobie, że gdzie jak gdzie, ale „w łóżku śmiertka go nie chyci”.
Nie zabił go udział w powstaniach, nie zabiła go wojna, dopiero upadek z drzewa zakończył jego życie.
„Podobno pokłócił się jeszcze z zięciem, że nie wolno mu wchodzić na drzewo, wlozł i spodł. Tak się przy tym połomoł, że niezadługo potym umarł”, „Spadł z gruszy w ogrodzie” – takie wersje powtarzają wszyscy, którzy o nim wiedzieli i słyszeli.
„Przeżyłem sześciu proboszczów”
Pod koniec życia Klimek pisał z nieskrywaną dumą na odwrocie pamiątkowego zdjęcia:
„Na pamiątkę mojej przeszło 70-letniej pracy w kościele i około niego będąc także śpiewakiem kościelnym. Przeżyłem w nim 6-ciu proboszczów, począwszy za św. pam[ięci] Ks. Prob.[oszcza] Palicy, który mi ten udzielił Chrztu św., a następnie Ks. Inf.[ułat] Kapica; wówczas miałem 14 lat”.
Klemens Kozyra zmarł 1 września 1971 r. W pamięci starotyszan pozostał Klimkiem.
Autor: Marcin Zarzyna
Pamiętam kościelnego z dzieciństwa, piękna historia która pięknie wpisuje się w dzieje naszego miasta
To mój pradziadek i jestem dumna że o nim tak super napisane. ❤️❤️❤️
Pozdrawiamy! Artykuł ukazał się już w 2016 w naszej gazecie. Autorem jest Marcin Zarzyna.
Gdzie Pani pradziadek został pochowany?