Koniec pszczyńskiej szwalni

0
W pszczyńskiej szwalni, 29 marca 2016, fot. Renata Botor
Reklama

Upada pszczyńska „szwalnia”, czyli Krawiecka Spółdzielnia Pracy „Domena”, wcześniej „Strój”, zakład, który w najlepszym okresie dawał pracę nawet 400 osobom. Obecnie 41 pracowników, w tym 38 krawcowych, objęły zwolnienia grupowe.

Jak nas informuje Katarzyna Szczotka, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Pszczynie, urząd otrzymał informację o zwolnieniach grupowych łącznie 41 pracowników, w tym 38 krawcowych, z Krawieckiej Spółdzielni Pracy Domena. To głównie kobiety po 50. roku życia. W marcu miało być zwolnionych 11 osób, kolejne zwolnienia planowane są do końca maja.

Kończy się tym samym historia kolejnego pszczyńskiego zakładu. Jako samodzielna spółdzielnia „Domena” funkcjonowała od 1991 r. Wyspecjalizowała się w konfekcji damskiej. Szyło się tu bluzki, spódnice, spodnie, żakiety, kamizelki i płaszcze, głównie na rynek niemiecki. Wcześniej był to oddział katowickiej spółdzielni pracy „Strój”, a jeszcze wcześniej – jak wspomina wieloletnia pracownica Maria Bryl –  Odzieżowa Spółdzielnia im. Małgorzaty Fornalskiej (powstała w 1949 r.). Zakład miał siedzibę koło dawnego kina pszczyńskiego, w Palei, a w końcówce lat 60. ulokował się przy ul. Strażackiej i tam jest do dziś. W najlepszych czasach zatrudniał nawet ok. 400 osób (wraz z chałupnikami, czyli pracownicami, które dostawały wykroje, materiały i szyły w domu). Dawniej kobiety w szwalni pracowały na dwie zmiany. Przyjeżdżały tu z całego powiatu pszczyńskiego. W dawnej wieży ciśnień (tam, gdzie dziś restauracja) była „taśma szkoleniowa” (praktyki). Jak wspomina M. Bryl, pod szyldem spółdzielni w pobliskich miejscowościach (Czarkowie, Pawłowicach, Kobiórze, Miedźnej) funkcjonowały zakłady usługowe, w których krawcowe świadczyły usługi dla ludności.

Prezes Józef Goc mówi, że na obecną likwidację spółdzielni wpłynęło wiele czynników, które się nałożyły. Nie chodzi tylko o sytuację finansową. Problemem nie był tu, jak zapewnia, brak kontraktów. Przede wszystkim, jak słyszymy, nie przybywało młodych pracowników. Osoby zatrudnione w zakładzie to w większości kobiety w wieku 50-60 lat. Jak tłumaczy prezes, praca ciężka, więc nie ma się co dziwić, że jeśli tylko jest możliwość skorzystania z wcześniejszej emerytury, panie zarabiające ok. 1500 zł miesięcznie z tego skorzystają. Wolą pomagać dzieciom, bawić wnuki niż siedzieć przy maszynie, nierzadko dojeżdżać do pracy z okolicznych wiosek.

Reklama

Według prezesa Goca w ostatnim 20-leciu zaniedbano w kraju kształcenie zawodowe, wykruszyła się kadra szkoląca. To także, zdaniem prezesa, miało wpływ na to, co się dzieje. Gdyby były klasy krawieckie w szkołach zawodowych, można byłoby w pszczyńskiej szwalni z tradycjami zorganizować praktyki, staże. Byłyby kandydatki do pracy. Niestety, mówi prezes, dopiero w styczniu tego roku odezwała się jedna ze szkół. Trochę późno.

Problemem szwalni były też coraz wyższe koszty pracownicze. Wiadomo, że osoby starsze częściej zapadają na zdrowiu.

Kolejny czynnik: dodatkowe obostrzenia związane z działalnością spółdzielni. Bo to nie jest zakład prywatny. Jest wiele dodatkowych kosztów, które trzeba ponosić, np. na fundusz rehabilitacji zawodowej.

Zapadła decyzja o likwidacji,jak słyszymy, by nie doszło do sytuacji, że zakład popada w ruinę, wchodzi komornik itd. Likwidacja ma przebiec spokojnie, z wypełnieniem wszystkich zobowiązań wobec pracowników. Jak słyszymy, członkowie spółdzielni w końcówce zeszłego roku podjęli stosowne uchwały. Zaplanowano sprzedaż budynku przy ul. Strażackiej.

Ostatnie maszyny szyją do końca marca – mówi Józef Goc. Jak dodaje, pracownice mogą wykorzystać urlopy itd. Następuje wygaszanie. – Bardzo żal tego wszystkiego – kończy.

„Nowe Echo” nr 8 (08) z 30.03.2016 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj