Nie mów fałszywego świadectwa

0
Reklama

Codziennie w pacierzu rannym lub wieczornym winniśmy recytować zakazy i nakazy Dekalogu, aby przypominać sobie o obowiązkach względem Boga i bliźnich oraz o czynach, których nie wolno nikomu popełniać. Przykazania są bowiem po to, aby wiedzieć jak w życiu codziennym należy postępować by być w przyjaźni z Bogiem, z ludźmi i z sobą samym. Fundamentem moralności jest więc wiara w żywego Boga, który troszczy się o nasze dobro indywidualne i społeczne. Przykazanie ósme jednoznacznie zakazuje poniżać i niszczyć bliźnich nieprawdziwym, kłamliwym słowem: „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.

Z fałszywymi świadectwami spotykamy się na co dzień. Wypowiadamy je nagminnie my sami, głoszą je codziennie media, rozpowiadają je politycy i inni. Świat żyje kłamstwem i nawet dobrze się w nim czuje. Nie lubi prawdy.

W reakcji na obłudę wpływowych ludzi papież Paweł IV (XVI wiek) zareagował takim powiedzeniem: „Mundus vult decipi, ergo decipiatur” („Świat chce być oszukiwany, a więc niech będzie oszukiwany”). Nic dodać i nic ująć, patrząc na kondycję polityków i ich klakierów współczesnego świata, i nie tylko współczesnego.

Klasyczny przykład fałszywego świadectwa opisany jest w Biblii w Księdze Daniela (rozdz. 13). Znamy dość dobrze historię Zuzanny i dwóch starców. Starcy oświadczyli przed sądem, że na własne oczy widzieli kobietę, zdradzającą swojego męża. Zgodnie z prawem żydowskim za taki czyn groziła kara śmierci przez ukamienowanie. I taki był też wyrok. Zuzanna nie mogła się obronić nawet przysięgą, ponieważ zeznania dwóch świadków, w dodatku mężczyzn, były dla sądu wiarygodne. Świadectwa dwóch kobiet traktowano „z przymrużeniem oka”. Zeznania dwóch kobiet zastępowały świadectwo jednego mężczyzny. A więc w przypadku osądu Zuzanny konieczne by było zeznanie czterech kobiet. Na przykładzie tego biblijnego opowiadania widzimy, jak fałszywe świadectwo może, i często tak bywa, doprowadzić do śmierci fizycznej. Ale pamiętajmy, że istnieje także śmierć moralna, śmierć dobrej sławy, opinii, co często nazywamy – zależnie od okoliczności – śmiercią zawodową, społeczną, narodową czy polityczną. Starsze pokolenie, żyjące w okresie powojennym, pamięta fałszywe zeznania oskarżające patriotów, niewinnych ludzi o różne niepopełnione zbrodnie, za które oskarżani skazywani byli na ciężkie więzienia lub karę śmierci. Tak było w naszym kraju, tak było u naszych sąsiadów. Dziś Polacy przywracają im zabraną godność i należne miejsce w historii. Wróćmy jednak do historii biblijnej. Niespodziewanie znalazł się ktoś, kto przejrzał intencje lubieżnych starców, pożądających pięknej, ale cudzej żony. Był nim inteligentny i pobożny młodzieniec Daniel, prorok Pański w Izraelu. To opowiadanie poucza nas, że czasem, kiedy miara grzechu zalewa prawdę, potrzebny jest ludziom, narodom i państwom taki odważny, mądry, charyzmatyczny i jednoznaczny przysłowiowy Daniel.
W naszym umęczonym i wciąż poniżanym kraju mieliśmy kiedyś takiego Daniela, któremu udało się przeciwstawić kłamstwu. Był nim prymas kardynał Stefan Wyszyński. Dziś Sługa Boży. Z niecierpliwością oczekujemy jego beatyfikacji. Cierpiał za Kościół św. w Polsce nie tylko uwięzieniem, które zresztą spożytkował opracowywaniem nowych kierunków duszpasterskich, ale przede wszystkim z powodu niezliczonych kłamstw i fałszywych świadectw miotanych pod jego adresem. Czyniła to ówczesna komunistyczna partia wraz z rządem. Oskarżano go nawet o zdradę Ojczyzny. Tysiące obywateli na wezwanie partii słało do Kardynała listy, potępiające jego działalność. Pisma te przechowywane są do dzisiaj wraz z adresami nadawców. Wkrótce, a był to październik 1956 roku, opluwanego Prymasa uwolniono z internowania i proszono go o uspokojenie buntującego się narodu. Kardynał był jedynym w tym czasie autorytetem uznawanym przez Naród. Wtedy, chociaż na krótko, kłamstwo i fałszywe świadectwa zostały pokonane przez Prawdę.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj