Nie byłem pupilem władzy. Wywiad z Jakubem Chełstowskim, marszałkiem województwa śląskiego.

1
Jakub Chełstowski, marszałek województwa śląskiego, 7.12.2018 r.; fot. Zdzisław Barszewicz
Reklama

Nie byłem pupilem władzy. Wywiad z Jakubem Chełstowskim, marszałkiem województwa śląskiego.

Jakub Chełstowski, lat 38, tyszanin, od 21 listopada 2018 r. marszałek województwa śląskiego. Ukończył studia podyplomowe w zakresie zarządzania w Kolegium Zarządzania i Finansów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie (oparte na strukturze programu MBA) oraz studia podyplomowe z zakresu zarządzania projektami europejskimi na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach na Wydziale Finansów i Ubezpieczeń. Studia magisterskie ukończył w Wyższej Szkole Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Warszawie na Wydziale Nauk Społeczno – Pedagogicznych w Katowicach.

„Nowe Info”: – Jest pan przykładem szybkiej kariery. Co pan robił zanim został marszałkiem jednego z najbogatszych, a więc najważniejszych województw w Polsce?

Jakub Chełstowski: – Mam już ponad 20-letni staż pracy, tak że z tą szybkością nieco pan przesadził. Zaczynałem jako elektronik w Zakładzie Elektroniki Górniczej w Tychach, później pracowałem w jednej z fabryk branży motoryzacyjnej na terenie Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Tychach (wówczas studiowałem). Skończyłem studia (licencjat) i wygrałem konkurs na stanowisko inspektora w spółdzielni mieszkaniowej „Teresa” w Tychach. Pracując tam, ukończyłem studia w zakresie zarządzania funduszami europejskimi. Tyska Spółdzielnia Mieszkaniowa „Oskard” szukała specjalisty w zakresie marketingu i rozwoju. Zaproponowano mi objęcie tego stanowiska. Zgodziłem się. W „Oskardzie” przepracowałem ok. 5 lat. Byłem wtedy tyskim radnym. Za moją aktywność na tym polu (np. obrona Szpitala Wojewódzkiego przed prywatyzacją) próbowano mnie zwolnić, ale pod naciskiem społecznym wycofano się z tych urzeczywistnianych planów. W takich okolicznościach zwolniłem się sam, podejmując pracę w branży finansowej. Później pracowałem na kierowniczym stanowisku w spółce „Silesia”. Następnie, po wygraniu konkursu, byłem prezesem Nadwiślańskiej Agencji Turystycznej, a od 21 listopada jestem marszałkiem województwa śląskiego.

Reklama

– Mimo takiego stażu trudno zaprzeczyć, że jest pan przykładem awansu. Smakuje panu władza?

– Ja na to tak nie patrzę. Chciałem być radnym po to, by służyć ludziom i robić dobre rzeczy dla społeczeństwa. Miało to swoje konsekwencje dla mnie. Najogólniej mówiąc przez te wszystkie lata nie byłem pupilem władzy, bo dochowałem wierności swoim przekonaniom. Ta idea przetrwała próbę czasu. Nie wyobrażam sobie zresztą innego tzn. bezideowego funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Powtarzam to i dzisiaj: po drugiej stronie zawsze stoi człowiek. Decyzje każdej władzy wpływają na to, jak żyją ludzie. Tychy, gdzie byłem radnym, to ok. 120-tysięczna społeczność. Województwo śląskie liczy ok. 4,5 mln mieszkańców, dla przykładu sama Słowacja liczy ponad 5,4 mln mieszkańców. Tak że czuję wielką odpowiedzialność za sprawy, które zostały mi powierzone.

– Jest pan członkiem Prawa i Sprawiedliwości od roku. Czy zapisał się pan do tej partii z myślą o awansie?

– Nigdy nie kierowałem się takim rozumowaniem. Zresztą wystarczy prześledzić czas gdy byłem tyskim radnym, nie będąc jeszcze w PiS. Jako bezpartyjny samorządowiec współpracowałem z ministrem Grzegorzem Tobiszowskim i ministrem Witoldem Bańką. Widziałem ich skuteczność w działaniu dla dobra naszego kraju. Jeśli można w sposób transparentny i uczciwy coś zrobić, to staram się w to zaangażować. Tak było właśnie z PiS. Ta współpraca od początku była bardzo dobra, bo od początku oparta została na uczciwych zasadach. Moja pracowitość i postawa została dostrzeżona, stąd ta nominacja polityczna, bo to nie jest tak, że Jakub Chełstowski wymyślił sobie, że będzie marszałkiem. To środowisko wybiera.

– Samorząd tyski jawi się jako prawdziwa kuźnia kadr. Pan, były tyski radny, został marszałkiem. Michał Gramatyka z PO, były tyski radny i wiceprezydent, był w poprzedniej kadencji wicemarszałkiem, a teraz jest szefem największego opozycyjnego klubu w sejmiku, natomiast Andrzej Dziuba, wieloletni prezydent Tychów, jest przewodniczącym zgromadzenia Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Sam pan stwierdził, że tyski samorząd wychował pana politycznie. Czy podziękował pan prezydentowi Dziubie za to polityczne wychowanie?

– To nie pan prezydent mnie wychowywał, ale sytuacje i problemy, jakie miały miejsce w Tychach! Sztandarowym przykładem była sprawa Szpital Wojewódzkiego w Tychach. Prezydent Dziuba na początku nie był zainteresowany przejęciem tej placówki od ówczesnego marszałka (choć służyła głównie tyszanom) – co zapowiadało jej upadek. Podjął właściwe działania dopiero pod presją społeczną współorganizowaną przeze mnie i „Solidarność” Regionu Śląsko – Dąbrowskiego. Nie traktowałem prezydenta Tychów jako przeciwnika, ale osobę, którą twardo muszę przekonać do swoich racji, bo to jedyna na niego metoda.

– Skoro już jesteśmy przy prezydencie Tychów. 22 listopada br. na zaproszenie klubu radnych PiS był pan gościem Rady Miasta Tychy. Prezydent Andrzej Dziuba zapowiedział wówczas, że odwiedzi pana w gabinecie marszałkowskim, osobiście przyniesie kwiaty i list gratulacyjny. Kiedy gościł pan prezydenta Dziubę u siebie?

– Na razie nie dojechał. Po sesji w Tychach nie otrzymałem żadnej informacji, że chce się spotkać.

– A inni samorządowcy?

– Otrzymałem mnóstwo gratulacji od samorządowców z miast i gmin województwa i próśb o spotkanie. Codziennie mam spotkania z samorządowcami z innych miast.

– A z Tychów nic?

– Nic.

– Z Michałem Gramatyką z PO, obecnie szefem opozycji w sejmiku, toczy pan pojedynki od dawna. Ostatnio rywalizowaliście o głosy w tym samym okręgu wyborczym, obejmującym Tychy, Katowice, Mysłowice, powiat bieruńsko-lędziński i pszczyński. Pan startował z pozycji pierwszej na liście PiS, on z pozycji drugiej listy Koalicji Obywatelskiej. W Tychach, gdzie pan był najbardziej znany, M. Gramatyka zdobył więcej głosów, ale w całym okręgu M. Gramatyka przegrał z panem, choć, jako wicemarszałek, to on był bardziej znany. Jak pan to tłumaczy?

– Startowałem jako radny z Tychów, który pracował na rzecz tego miasta. Pozycja byłego wicemarszałka, z racji zajmowanego stanowiska w zarządzie województwa, była bardzo wysoka. Różnica głosów w Tychach okazała się niewielka, ale w okręgu przegrał ze mną i to w sposób zdecydowany. Moja kampania była skromna (nie miałem megabilbordu, moje podobizny nie wisiały na prawie wszystkich przystankach, słupach i autobusach), ale skuteczna.

– Marszałkiem jest pan od niedawna. W Tychach zostawił pan, jako opozycyjny radny, trochę swojego życia. Czy jest jakaś szczególna sprawa, która wciąż uwiera, jakieś pytanie, na które nie dostał pan odpowiedzi, a wciąż chciałby pan taką odpowiedź uzyskać?

– Jest mnóstwo takich spraw. Chodzi przede wszystkim o transparentność w tyskich spółkach miejskich. Przez cały czas gdy byłem radnym, czyli przez 8 lat (2010 – 2018), próbowałem, jakże często bezskutecznie, uzyskać informacje, mające umożliwić mi należyte sprawowanie mandatu. Buta i arogancja prezesów tyskich spółek gminy, prezentowana na komisjach i sesjach, nie mieści się w żadnych ramach przyzwoitości. Teraz, ze względu na zmiany w ustawie, radni mogą więcej. Mogą kontrolować spółki miejskie. Mam nadzieję, że z tego skorzystają. Ja nie miałem takiej możliwości.

– Jak pan widzi swoje współdziałanie, jako marszałka, z władzami Tychów w sprawie budowy obwodnicy? To dla miasta jedna z najważniejszych spraw.

– Jestem otwarty na takie współdziałanie. Kwestia budowy obwodnicy dla Tychów to temat, o którym mówiłem od lat. Uważam, że taka inwestycja bardzo by się Tychom przydała. Ale tu, bez woli prezydenta Tychów, nie jesteśmy w stanie nic zrobić.

– Czyli co musiałby zrobić prezydent Tychów?

– Musiałby się do Urzędu Marszałkowskiego zwrócić w tej sprawie, przyjść z pomysłem, jak chce zrealizować to przedsięwzięcie. Wiem, że prezydent Andrzej Dziuba w tej kadencji rozpoczął współpracę z tyskim radnym Dariuszem Wenceplem, który od dawna jest zwolennikiem budowy obwodnicy dla Tychów. Mam nadzieję, że nic się pod tym względem nie zmieniło. Może radny Wencepel przekona pana prezydenta do aktywności w kwestii obwodnicy. Urząd Marszałkowski i mieszkańcy są zainteresowani wyprowadzaniem ruchu tranzytowego z miast na obwodnice. Wszystkie, nawet małe miejscowości, starają się to robić, a władze Tychów twierdzą, że obecny stan nie wymaga zasadniczych zmian. Ja jestem marszałkiem województwa śląskiego, a nie marszałkiem Tychów i nie mogę narzucić prezydentowi Tychów swojej woli budowy obwodnicy dla Tychów. To musi zrobić pan prezydent. Mówiąc językiem sportowym: piłka jest po jego stronie. Ja deklaruję ścisłą współpracę w tym względzie, bo obwodnica jest Tychom bezwzględnie potrzebna.

– Jak się panu współpracuje z wicemarszałkiem Wojciechem Kałużą, w którym jego dawni koledzy z Koalicji Obywatelskiej (Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej) widzą „zdrajcę”, bo poprzez porozumienie z PiS uniemożliwił przejęcie władzy w sejmiku antypisowskiej koalicji KO-SLD-PSL?

– Proszę nie używać słowa: „zdrajca”. Wojciech Kałuża zdecydował się na współpracę z Prawem i Sprawiedliwością, bo nie mógł patrzeć na układanki personalne Platformy Obywatelskiej. Wyznaczono mu rolę radnego do podnoszenia rąk, a jego pomysły na region nikogo nie interesowały. Z drugiej strony faktycznym i moralnym zwycięzcą wyborów w województwie śląskim jest PiS, który szedł do nich również z hasłem zmiany rzeczywistości i miał moralne prawo ziścić tę ideę poprzez stworzenie większości w sejmiku. Zrobił to skutecznie, w odróżnieniu od Platformy. A teraz członkowie Platformy i Nowoczesnej płaczą i złorzeczą panu Kałuży i PiS-owi. Nagonka jaką przeprowadzili, fala nienawiści jaką wylali na jednego człowieka jest wprost niewyobrażalna! Niedawno Platforma Obywatelska „połknęła” kilku posłów Nowoczesnej, rozbijając ich klub w sejmie. Czy wylała na nich podobną falę hejtu? Nie. Czy mówi o korupcji politycznej? Nie. To najlepszy przykład hipokryzji.

– Czy to prawda, że zachowanie Platformy w sprawie Wojciecha Kałuży miało wpływ na niedopuszczenie radnych tej partii, przez większość radnych PiS, do stanowisk w komisjach sejmiku?

– Po żenującym zachowaniu liderów Platformy i Nowoczesnej względem Wojciecha Kałuży mój pogląd na tę partię się zmienił. Ich działania nie mieszczą się w żadnych ramach politycznego sporu. Takim zachowaniem strzelili sobie w kolano i to nie kulą, a gwoździem! Mają wybór: albo staną się merytoryczni, albo nie ma z nimi o czym rozmawiać. Funkcje wiceprzewodniczących wielu komisji sejmiku wciąż są nieobsadzone. Czekamy aż radni opozycji opamiętają się, przestaną nas obrażać, zaczną współdziałać dla dobra Śląska. Nie da się współpracować z kimś, kto wciąż jest pobudzony emocjonalnie i nie panuje nad swoimi czynami i słownictwem.

– Obecni radni tacy są, jacy są. Inni nie będą. Czy to znaczy, że wakaty w komisjach sejmiku przetrwają całą kadencję, albo zostaną obsadzone przez radnych spoza klubu Koalicji Obywatelskiej, czyli z PiS?

– Mam nadzieję, że emocje, które udzieliły się radnym Platformy Obywatelskiej są przejściowe i nastąpi powrót do kultury politycznej. Liczę, że stanie się to najdalej za miesiąc, dwa, trzy. Sejmik nie jest miejscem demonstrowania swoich frustracji.

– Gdy rozmawialiśmy przed wyborami mówił pan o złej rutynie zarządzania województwem śląskim. Przykładem tego miało być m.in. zadłużenie w wysokości ok. 700 mln zł, brak realizacji umieszczonych w budżecie zadań, zagrożenie w pozyskaniu 170 mln euro z Unii Europejskiej. Teraz rządzi PiS. Czy coś się zmieniło?

– Nie da się odkręcić pewnych złych decyzji naszych poprzedników w ciągu dwóch tygodni! Przypomnę, że przejęliśmy władzę w sejmiku 21 listopada br. Nie blokujemy żadnych konkursów. Kierowany przeze mnie zarząd zainteresowany jest jak najszybszym uruchomieniem pieniędzy na projekty. I już to robimy. Będziemy musieli uporać się z zadłużeniem, które pozostawiła nam Platforma Obywatelska. Zaniedbania są tu poważne. Nawarstwiały się od dawna. Przypomnę, że rok temu Regionalna Izba Obrachunkowa negatywnie zaopiniowała budżet na 2018 r. Szybko wprowadzono cięcia. Budżet powstał pod presją. Skutki są odczuwalne. Na najbliższej sesji sejmiku musimy zrobić przesunięcia w tym budżecie, by ratować szpitale pożyczkami na kwotę 11 mln zł. To nadzwyczajne działania, ale w przyszłości będziemy musieli przeanalizować tego typu wydatki, bo przecież nie można zadłużać się w nieskończoność.

– Czy obejmując stanowisko marszałka zrobił pan audyt tego co bierze z zarządem we władanie?

– Przygotowujemy taki audyt. Jego skala jest olbrzymia. W Urzędzie Marszałkowskim pracuje ponad tysiąc czterysta osób, mamy ponad sto różnego rodzaju instytucji, w tym 22 spółki prawa handlowego, około 30 zakładów związanych ze służbą zdrowia, 19 instytucji kultury. Nie da się tego skontrolować w dwa tygodnie.

 

Rozmawiał (7.12.2018 r.) Zdzisław BARSZEWICZ

Publikacja w dwutygodniku „Nowe Info” nr 25/26 z 11 grudnia 2018 r.

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj