Pasterka na koniec „Rancza”

0
Franciszek Pieczka pomylił swoją kwestię, co rozbawiło kolegów; fot. J. Jędrysik
Reklama

Pasterka na koniec „Rancza”. Po półtorej roku przerwy na antenie TVP 1 powróciły nowe odcinki serialu „Ranczo”. W 10. sezonie (ostatnim – jak zapowiadają twórcy) w najsłynniejszej wsi w Polsce – filmowych Wilkowyjach – po raz pierwszy zwita zima, a jedną z kluczowych scen będzie uroczysta pasterka w kościele. Byłem obecny podczas jej realizacji. Przez kilka dni przypatrywałem się pracy na planie serialu. Jak wygląda „Ranczo” od kuchni?

Pierwszy raz w serialowych Wilkowyjach, czyli w mazowieckiej wsi Jeruzal (powiat miński) byłem w lipcu 2014 r., kiedy rozpoczynały się zdjęcia do 9. serii „Rancza”. Wtedy kręcono m.in. zdjęcia inauguracyjnego wyjazdu do sejmu posłów partii senatora Kozioła i Czerepacha; scenę naboru do szkoły disco polo, założonej przez Pietrka oraz kilka ujęć z słynną „Ławeczką”. Bywało wtedy, że poczynania na planie filmowych obserwowała setka fanów i trzeba było rozwinąć biało-czerwoną taśmę, aby gapie nie wchodzi w kadr kamery.
2 października 2015 r. wyruszyłem na plan 10. sezonu „Rancza”, zapowiadanej jako ostatnia. Tego dnia reżyser Wojciech Adamczyk realizował sceny
na zapleczu sklepu
Więcławskiej. Scenarzysta bowiem umieścił w tym miejscu… hurtownię alkoholi. Jeśli dodać do tego, że z tym przybytkiem sporo wspólnego będą mieli bywalcy ławeczki, to należy spodziewać się mieszanki wybuchowej. Przed kamerą pojawili się Pietrek (Piotr Pręgowski); Hadziuk (Bogdan Kalus); Solejuk (Sylwester Maciejewski); Stach Japycz (Franciszek Pieczka); Krystyna Więcławska (Dorota Chotecka) – która w 10. serii jest już nowym wójtem (trzecim w historii serialu po Koziole i Lucy); Andrzej Więcławski (Grzegorz Wons); Jola, żona Pietrka (Elżbieta Romanowska) i sklepowa Weronka (Justyna Gugała).
Podczas realizacji „Rancza” byłem świadkiem powstawania kilkudziesięciu scen, ale te na zapleczu sklepu kręcono najdłużej. Te same dialogi trzeba bowiem nakręcić kilkakrotnie (dalsze i bliższe plany, przebitki twarzy poszczególnych aktorów, duble itp.). W efekcie to, co w emitowanym odcinku trwa minutę, na planie przeciąga się do godziny. W tym miejscu szczególne uznanie należy się
Franciszkowi Pieczce.
Ten mający już 88 lat wybitny aktor – choć przecież musiał być zmęczony tak długą sceną – nie narzekał. Nie chciał nawet krzesełka w przerwie.

Zdjęcie z Franciszkiem Pieczką...; fot. J. Jędrysik
Zdjęcie z Franciszkiem Pieczką…; fot. J. Jędrysik

Po raz drugi na plan 10. sezonu pojechałem 12 listopada 2015 r. Pogoda była już dużo bardziej jesienna. Przeraźliwy wiatr. Zimno. Za mną 400 km drogi. Wtedy byłem świadkiem jak Jeruzal zmienia się w Wilkowyje, a świat serialowy przenika się z rzeczywistym życiem wsi. Na tablicy informacyjnej na rynku napis „Jeruzal” rekwizytor zasłonił „Wilkowyjami”. Prawdziwe plakaty z kampanii wyborczej do parlamentu z października 2015 r. mieszały się z serialowymi, na których oczywiście dominował Paweł Kozioł, kandydat Polskiej Partii Uczciwości na prezydenta RP. Nawet na przystanku, na rozkładzie jazdy, widniały nazwy wsi z serialu (Czemierniki, Żabieniec), choć odjeżdżający z niego mieszkańcy Jeruzala czekali na rzeczywiste kursy do Mińska Mazowieckiego, Siennicy czy Warszawy. Poza tym, w kościele, w sklepie czy na rynku spotkałem miejscowych, których wielokrotnie mogłem zobaczyć jako statystów w „Ranczu”. Niekwestionowaną „gwiazdą” wśród nich jest pani Wandzia, która zagrała w tak wielu epizodach, że sama już ich nie pamięta i dziwi się, kiedy fani serialu jej te sceny przypominają.

Wyjątkowość „Rancza” polega nie tylko na dobrym scenariuszu i aktorstwie. Ten serial łączy ludzi w różnym wieku, o różnym wykształceniu, profesjach i poglądach. W sieci mają kontakt poprzez forum www.ranczo.org, a w realu widują się na zlotach i na planie w Jeruzalu.

12 listopada był moim najdłuższym dniem na planie serialu. Doczekałem się nocnych zdjęć. Kiedy reflektory zamontowane na wysięgniku ciężarówki oświetliły rynek odkryłem, dlaczego filmowe sceny po zmroku są tak… jasne. Wisienką na torcie była scena z menelami, którzy – po spożyciu dużych ilości „Mamrota” – zalegli na płycie rynku. W te role wcielili się m.in. miejscowi statyści (za 5 zł niektórzy chętnie pozowali do zdjęć, w przeciwnym razie przy robieniu im fotografii robiło się nerwowo).

Reklama
Autor reportażu z Tomaszem Saprykiem; fot. EM
Autor reportażu z Tomaszem Saprykiem; fot. EM

Menelom przewodzili Myćko (Tomasz Sapryk) i Wargacz (Sławomir Orzechowski). W innej nocnej scenie bohaterki serialu wracały z akcji przeciwko mężczyznom, którzy w Wilkowyjach źle traktują swoje żony. Już wkrótce widzowie zobaczą jak Klaudia (Marta Chodorowska), Wioletka (Magdalena Waligórska), Francesca (Anna Iberszer), Kinga (Agnieszka Pawełkiewicz) i Jola (Elżbieta Romanowska) używają kominiarek i… kijów bejsbolowych.
Podczas sceny, w której Francesca i Wioletka odciągają Kusego (Paweł Królikowski) od degustacji alkoholu w towarzystwie „Ławeczki” (Kusy jest załamany po wyjeździe Lucy) dowiedziałem się, co w języku filmowców oznacza „kiełbasa” i „hejnał”. Kiedy reżyser zawołał „Kiełbasa dla Wioletki”, to wcale nie oznaczało, że chciał nakarmić aktorkę. „Kiełbasa” to prostu kawałek rurki (patyka) oklejonego kolorową taśmą. Kładzie się go na ziemi. Aktor ma dojść do linii „kiełbasy”, żeby odpowiednio zmieścić się kadrze. Gdy zaś reżyser zakomenderował do „Ławeczki”:
„Panowie kończymy tę scenę hejnałem”,
to oznaczało, że wszyscy mają wziąć łyk „Mamrota” przechylając butelki w taki sposób, jak gdyby grali hejnał na trąbce.

Ławeczka kończy scenę "hejnałem"; fot. J. Jędrysik
Ławeczka kończy scenę „hejnałem”; fot. J. Jędrysik

I jeszcze ta miejscowa staruszka… Nie zważając na to, że zatrzymano ruch samochodowy na ulicach przecinających rynek; że reżyser krzyknął już „akcja!”, że kamery ruszyły, a aktorzy zaczęli grać – ta kobiecinka powolutku kroczyła sobie z torbą na zakupy do sklepu (jest czynny także w dniach, w których realizowane są zdjęcia). Musiało się to już zdarzać wcześniej, bo Wojciech Adamczyk znał tę kobietę z imienia. Kazał przerwać zdjęcia. Filmowcy odczekali, aż mieszkanka Jeruzala zrobiła sprawunki i dopiero wtedy wrócili do pracy.
Podczas realizacji 10. serii „Rancza” dzień 25 listopada 2016 r. z kilku powodów był wyjątkowy dla ekipy serialu i dla mnie. W kościele pw. św. Wojciecha kręcono jedną z kluczowych scen – pasterkę. Po raz pierwszy akcja „Rancza” toczyć się będzie w okresie Bożego Narodzenia. Wraz z kolegą Arturem statystowałem w tej scenie. Była to pierwsza pasterka, w której brałem udział w listopadzie i to przed południem (dlatego okna kościoła były zaciemnione). Śpiewaliśmy co sił w gardłach „Wśród nocnej ciszy” wraz z czołowymi aktorami „Rancza”, innymi fanami serialu (Ranczersami) i miejscowymi statystami. Humorem tryskała Elżbieta Romanowska (przypięła sobie do włosów choinkową kokardkę), a najbardziej aktywny był Jacek Kawalec (redaktor Witebski), który za pomocą statywu i telefonu komórkowego dokumentował kulisy serialu i wrzucał od razu na Facebooka. W końcu
reżyser „zagroził”
mu konfiskatą sprzętu.
Po „pracy na planie” zjedliśmy obiad na plebanii – dzięki zaproszeniu prawdziwego proboszcza – ks. Leszka Bajurskiego. Była okazja zwiedzić jedno z głównych miejsc serialowych z kuchnią Michałowej (Marta Lipińska) włącznie. To właśnie tam Telewizja Wrocław realizowała materiał o fenomenie „Rancza”, przeprowadzając rozmowy m.in. z Ranczersami.

Niezależnie jednak od tego czy są to wycieczki autokarowe, czy Ranczersi – rytuał w Jeruzalu jest zawsze taki sam. Zakup wina w sklepie Więcławskiej za 5 zł, a potem zdjęcie na ławeczce.

25 listopada w Jeruzalu masowo polowano na zdjęcia i autografy aktorów. Robi się to zazwyczaj na około stumetrowej trasie od rynku do autobusów, w których aktorzy przebierają się, charakteryzują i jedzą. Pojazdy parkują za sklepem i budynkiem biblioteki (w serialu – starej szkoły). Trzeba oczywiście wyczuć moment, kiedy aktorom można przeszkodzić w pracy, ale w praktyce fani rzadko odchodzą z kwitkiem. Np. Dorota Chotecka dała pierwszeństwo nam – pozując do zdjęcia, podczas gdy jej mąż Radosław Pazura czekał na linii telefonu komórkowego na rozmowę.
Wśród łowców autografów
spotkaliśmy Marka Grelę, karykaturzystę z Tychów. Zebrał podpisy Pręgowskiego, Kalusa, Maciejewskiego i Pieczki na ich ławeczkowej karykaturze, którą wcześniej wykonał. Wszystko to w ramach akcji „SMILEsia dla CORDIS”. Artysta wspiera w ten sposób Hospicjum Cordis w Katowicach.

Marek Grela, karykaturzysta z Tychów oraz aktorzy z ławeczki z karykaturami autorstwa pana Marka; fot. J. Jędrysik
Marek Grela, karykaturzysta z Tychów oraz aktorzy z ławeczki z karykaturami autorstwa pana Marka; fot. J. Jędrysik

W filmowy pejzaż Jeruzala wpisują się też wycieczki autokarowe przejeżdżające przez rynek. Gdy pasażerowie zorientują się, że tu kręcą „Ranczo”, kierowca musi się zatrzymać. Potem jest zazwyczaj szturm na aktorów, którzy salwują się ucieczką do autokaru. Filmowcy upominają autokarowiczów, bo ci rozsiadają się na ławeczce (która przecież jest rekwizytem serialowym) i pozują do zdjęć z butelkami, z których za chwilę aktorzy popijać będą sok udający „Mamrota”.
Niezależnie jednak od tego czy są to wycieczki autokarowe, czy Ranczersi – rytuał w Jeruzalu jest zawsze taki sam. Zakup wina w sklepie Więcławskiej za 5 zł, a potem zdjęcie na ławeczce (tę filmową zastępuje sklepowa, jeśli akurat nie ma dni zdjęciowych). „Mamrot z Wilkowyj” to słodki, 9-procentowy „napój alkoholowy będący mieszaniną piwa i napojów bezalkoholowych”. Podobno jego produkcję rozpoczął biznesmen, który wyczuł koniunkturę na serial, a telewizja nie zdążyła zastrzec nazwy „Mamrot”. W sklepie usłyszałem, że bywają dni, w których schodzi 60 skrzynek tego jabola! Czasem jest okazja kupić „Mamrota” … drożej, bo za 10 zł. Wyższa cena trunku oznacza, że ma on naklejoną serialową etykietę „Mamrot. Podlaskie wino owocowe” i „zagrał” w którejś ze scen „Rancza”.

Ranczersi z reżyserem Wojciechem Adamczykiem, któremu wręczyli świąteczny prezent - ręcznie malowaną bombkę choinkową z dworkiem Lucy; fot. J. Jędrysik
Ranczersi z reżyserem Wojciechem Adamczykiem, któremu wręczyli świąteczny prezent – ręcznie malowaną bombkę choinkową z dworkiem Lucy; fot. J. Jędrysik

25 listopada, w ów „wigilijny”, jesienny dzień Ranczersi podarowali reżyserowi Adamczykowi prezent – bombkę choinkową z ręcznie malowanym dworkiem Lucy w scenerii zimowej i letniej. Kiedy kolega zapytał Wojciecha Adamczyka, dlaczego to już koniec „Rancza”, ten z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru odpowiedział, że otrzymywał zbyt dużo listów od żon Ranczersów, w których skarżyły się one na mężów, iż ci zamiast sprzątać w domu i wynosić śmieci, non stop oglądają serial i jeżdżą na plan do Jeruzala. Może i coś w tym jest?
Wyjątkowość „Rancza” polega nie tylko na dobrym scenariuszu i aktorstwie. Ten serial łączy ludzi w różnym wieku, o różnym wykształceniu, profesjach i poglądach. W sieci mają kontakt poprzez Forum Ranczersów, a w realu widują się na zlotach i na planie w Jeruzalu. Tak poznałem m.in. Marcina, który jest saksofonistą w orkiestrze na japońskim statku wycieczkowym oraz Elę, która przez lata była w teatrze asystentką Adama Hanuszkiewicza i jest współautorką książki o kulisach „Rancza”.
Epilog
Jeruzal odwiedziliśmy ostatnio w dniach 30-31 lipca br. Na plebanii żegnaliśmy ks. Leszka Bajurskiego odchodzącego do innej parafii. Kilka dni wcześniej filmowcy wywieźli z fary serialowe meble. Atrapa obelisku, którą ekipa „Rancza” ustawiła na środku rynku przeniesiona została na podwórko plebanii. Odwiedzając drewnianą chatę babki zielarki zastaliśmy wybite szyby i rozwalony piec kaflowy. Wygląda więc, że to naprawdę już koniec.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj