Proces dyrektora MOPS-u. Kiedy wchodził do pokoju, zawsze wzbudzał lęk

0
Zeznaje pierwsza z pokrzywdzonych. Oskarżony dyrektor MOPS w niebieskiej koszuli, Sąd Rejonowy w Tychach, 25.05.2021; fot. J. Jędrysik
Reklama

W Sądzie Rejonowym w Tychach 25 maja odbyła się druga rozprawa w procesie karnym Piotra Ć., dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bieruniu. Jest on oskarżony o psychiczne znęcanie się oraz naruszanie praw pracowniczych swoich podwładnych. Nie przyznaje się do winy.

Przypomnijmy, że proces ruszył 4 maja br. Wtedy odczytany został akt oskarżenia sporządzony przez tyską prokuraturę.

Dyrektor MOPS-u oskarżony został o popełnienie przestępstw z artykułu 207 par. 1 Kodeksu karnego [kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad (…) osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5] oraz artykułu 218 par. 1a Kodeksu karnego [kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2].

Akt oskarżenia obejmuje okres lat 2016-2019. Formułuje sześć zarzutów. Pokrzywdzonych jest sześć pracownic MOPS-u. Pięć z nich ma status oskarżyciela posiłkowego.

Piotr Ć. został już uznany za winnego zarzucanych mu czynów wyrokiem nakazowym (bez udziału stron), wydanym przez Sąd Rejonowy w Tychach 10 lutego br. Artykuł 500, paragraf 3 Kodeksu postępowania karnego mówi, że wyrok w tym trybie może zapaść, jeżeli na podstawie zebranych dowodów okoliczności czynu i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości. Z kolei artykuł 506 Kpk daje skazanemu prawo wniesienia sprzeciwu do sądu, który wydał wyrok nakazowy. Tak też uczynił dyrektor. Tym samym wyrok nakazowy stracił moc, a sprawa jest rozpoznawana na zasadach ogólnych (rozprawy z udziałem oskarżonego i pokrzywdzonych).

Reklama

***

25 maja na wstępie rozprawy pełnomocniczka oskarżonego Piotra Ć. zawnioskowała, aby ze względu na zagrożenie epidemiologiczne salę rozpraw opuściły osoby, które nie są stroną w sprawie. Na sali, poza sędziną, protokolantką, pełnomocnikami stron, pokrzywdzonymi i oskarżonym, był jedynie dziennikarz „Nowego Info”. Sędzina odrzuciła ten wniosek.

Adwokat oskarżonego nie zgodziła się z wnioskiem dziennikarza „Nowego Info” o umożliwienie nagrywania przebiegu rozprawy dyktafonem i wykonania zdjęć. Sędzina zezwoliła na wykonywanie dziennikarzowi swoich obowiązków.

Sędzia dopuściła też wniosek dowodowy pełnomocnik oskarżonego w postaci akt osobowych sześciu pokrzywdzonych pracownic MOPS-u. Adwokat chodziło o to, aby w kontekście zarzutów, które daleko ingerują w prawa pracownicze, przeanalizować te dokumenty pod kątem przyznawanych premii, dodatków, nagród, wystawianych ocen pracowniczych czy też urlopów i szkoleń i sprawdzenie czy pokrzywdzone były pomijane w tym względzie.

Silna nerwica i wymioty

25 maja sąd rozpoczął przesłuchanie pierwszej z sześciu pokrzywdzonych pracownic MOPS-u. Przez dwa lata pracowała w tej instytucji jako asystent rodziny.

Fot. J. Jędrysik

Zeznała ona m.in., że pracownice bieruńskiego MOPS-u były znerwicowane od dłuższego czasu i nie potrafiły poradzić sobie ze sobą. Ona sama musiała zażywać środki na uspokojenie. Lekarz rodzinny stwierdził u niej silną nerwicę. Nastąpił u niej również spadek wagi (10 kg). Nabawiła się kłopotów żołądkowych. Rano wymiotowała. Inna z pracownic miała stan przedzawałowy. Zdarzało się, że podwładne dyrektora płakały w pracy.

Pokrzywdzona zeznała, że atmosfera pracy w bieruńskim MOPS-ie była nerwowa. Dyrektor bywał bardzo wybuchowy i impulsywny. W firmie mówiło się wtedy, że ma fazę. Chodziło o zmianę nastrojów – od wściekłości do zadowolenia. Dyrektor miał mieć też fazę na danego pracownika, co oznaczało, że na nim skupiały się niewłaściwe zachowania szefa.

Połamał segregator

– Na moich oczach podarł i pokreślił sporządzoną przeze mnie dokumentację. Brakowało w niej podpisu podopiecznej, ale nie mogła go złożyć, gdyż przebywała na leczeniu odwykowym. Chciałam to wyjaśnić, ale dyrektor się zdenerwował. Połamał segregator na kolanie i rzucił go na podłogę. Potem poprosił kierownika, aby poszukał mi nowego segregatora, a mnie kazał sporządzić te dokumenty ponownie – zeznała pracownica.

– Wiele razy byłam zmuszana do sporządzania pism odnośnie podopiecznych MOPS-u, których treść była mi narzucana. Na przykład, że byli oni nietrzeźwi. Choć ja miałam odmienne zdanie na ten temat. Dyrektor swoje prywatne uprzedzenia wobec podopiecznych załatwiał naszymi rękami.

Koleżanka przestała się odzywać

– Zostałam też zmuszona do napisania negatywnej opinii na temat kuratora społecznego, który jest mężem pracownicy MOPS-u. Ta pracownica w tym czasie była szkalowana przez dyrektora. W ostateczności sporządziłam to pismo, bo obawiałam się, że nie zostanie mi przedłużona umowa o pracę. Owa pracownica szybko dowiedziała się o treści tego dokumentu (przypuszczam, że dyrektor pokazał jej to pismo). Obraziła się ona na mnie i przestała się do mnie odzywać. Podejrzewałam, że było to celowe działanie dyrektora, aby nas skłócić – mówiła pokrzywdzona.

– Wiele razy nie miałam się do kogo zwrócić o pomoc, bo kierownik MOPS-u często był nieobecny w swoim biurze. Byłam w sekretariacie, pytałam gdzie jest kierownik, bo niektóre pisma musiały być podpisane i wysłane w trybie pilnym – mówiła pokrzywdzona. Wtedy dyrektor wielokrotnie ostrzegał mnie (takie słowo padało), żebym publicznie nie wypytywała o kierownika.

Kierownik kosił, malował, robił zakupy

W kontekście kierownika MOPS-u – odpowiadając na pytania swojej adwokat – pokrzywdzona zeznała, że w godzinach pracy kierownik wykonywał pozasłużbowe obowiązki.

Kosił trawę wokół budynku MOPS-u, malował pomieszczenia służbowe. – Kiedyś kilka godzin nie było go w biurze. Spotkałam go na schodach. Mówił, że był w Castoramie i kupił krzesło dla księgowej. Miał je przy sobie. Innym razem odmówił mi podpisania dokumentu tłumacząc, że pismo może poczekać, bo nie ma czasu – jedzie do Bojszów naprawiać kosiarkę. Tym samym bywało, że nie było wsparcia ze strony kierownika. Brakowało też reakcji kierownika na postępowanie dyrektora. „Nie chcę denerwować Piotrka, bo dziś ma zły dzień” – usłyszała kiedyś pokrzywdzona od kierownika.

Zeznająca pracownica przytoczyła przykłady dwóch rodzin, z którymi – jako asystent – dobrze jej się współpracowało, a mimo to zrezygnowały one z jej pomocy. Pokrzywdzona łączyła to z działaniami dyrektora Piotra Ć.

Pobicie

W jednym z przypadków dyrektor miał ją wezwać i oświadczyć, że podobno ma złe relacje z rodziną, że krzyczy na podopieczną. – A potem znienacka usłyszałam od dyrektora, że mój mąż pobił partnera tej podopiecznej. Byłam w szoku. Zrobiło mi się słabo. Pojechałam do tej podopiecznej, aby odbyć z nią szczerą rozmowę. Zaprzeczyła, żebym na nią podnosiła głos. O rzekomym pobiciu jej partnera przez mojego męża nie miała pojęcia. Natomiast mój mąż nie mógł sobie pozwolić, żeby rozsiewano na jego temat takie plotki. Umówił się na spotkanie w gabinecie dyrektora MOPS-u, aby wyjaśnić sprawę. Wtedy dyrektor zaprzeczył, że doszło do tego rzekomego pobicia.

Pokrzywdzona opowiedziała też jak pewnego dnia przyszła do pracy i dyrektor zaczął informować ją o interwencji policyjnej u jej podopiecznej. – Był zdziwiony, że nic nie wiem o tym incydencie. Byłam przekonana, że żadnej interwencji funkcjonariuszy nie było, bo tego dnia dwa razy odwiedzałam tą podopieczną. Dla pewności zadzwoniłam na komendę i policjant zaprzeczył, że interweniowali. Dyrektor straszył mnie, że pojedziemy do tej podopiecznej. Odpowiedziałam, że w każdej chwili, a kiedy poinformowałam o moim telefonie do komendy, to dyrektor przemilczał temat i wyszedł do siebie.

Jeden komputer i kropka

Kobieta mówiła też, że wiele razy zdarzało się, że kiedy pracowała w terenie dzwonił do niej kierownik i kazał jej – na prośbę dyrektora – wracać do biura poprawiać jakieś pisma, ale nie było to możliwe, gdyż wtedy w pokoju pracowała na komputerze jej koleżanka. – Komputer był jeden, bo dyrektor stwierdził, iż metraż naszego biura nie pozwala na instalację dwóch urządzeń. Wcześniej w tym pokoju były dwa komputery i nie było problemu. Nasz specjalista od BHP też nie widział przeciwwskazań.

– Wracałam już do domu po pracy, kiedy zadzwonił kierownik i kazał mi wracać, żebym postawiła kropkę na końcu zdania w jednym z pism, bo dyrektorowi to się nie podoba – mówiła pokrzywdzona.

Wezwanie do Straży Miejskiej

– Innym razem – będąc w terenie – musiałam na chwilę wrócić do MOPS-u. Na środku parkingu stała ciężarówka, więc zaparkowałam w miejscu, w którym zazwyczaj stają pojazdy policji i innych instytucji, których przedstawiciele odwiedzają dyrektora. Po 10 minutach miałam za wycieraczką wezwanie do Straży Miejskiej. Zapytałam kierownika czy coś wie na ten temat. Odpowiedział, że to na prośbę dyrektora, bo jest wrażliwy na przestrzeganie przepisów drogowych. To był jedyny taki przypadek u nas – że dyrektor zgłosił pracownika do Straży Miejskiej – zeznała pracownica.

Wedle pokrzywdzonej dyrektor Piotr Ć. lubował się w wprowadzaniu atmosfery napięcia i niepewności. Zazwyczaj przed weekendem, urlopem albo zbliżającym się terminem przedłużenia umowy o pracę mówił do pracownika np. „Idą duże zmiany. Ale o tym porozmawiamy już po weekendzie (urlopie).” Zlecał też jakieś zadanie, a kiedy podwładna zaledwie doszła do swojego pokoju, pytał co już zrobiła w tej sprawie.

Gruba świnia i dupodajka

Pracownica zeznała, że Piotr Ć. uwielbiał zaburzać relacje między pracownikami, m.in. poprzez rozsiewanie plotek. Z odczytanego przez sędzinę fragmentu zeznań pokrzywdzonej wynikało, że jedna z pracownic nazwana została przez dyrektora grubą świnią, a inna dupodajką, którą przeleciało pół komendy. Sama pokrzywdzona była krytykowana przez dyrektora za styl ubierania się. Adwokat pokrzywdzonej wspomniała o uwagach odnośnie ubioru, które pod adresem zeznającej miał wygłaszać dyrektor. Była mowa o zbyt prześwitującej bluzce i… braku biustonosza.

– Był też przypadek, kiedy w gabinecie dyrektora pracownica czytała na głos fragment jakiejś ustawy. Piotr Ć. mówił, że źle to robi, po czym wzywał innych, aby czytali. „Widzisz? Oni potrafią, a ty nie?” – skomentować miał dyrektor.

Opróżnianie lodówki

Pokrzywdzona wspomniała jeszcze o sytuacji, kiedy Piotr Ć. krzyczał na korytarzu i wyrzucał z lodówki produkty spożywcze. – Wzywał pracowników, pytał ich czy ta żywność należy do nich. Mnie zarzucał, że trzymam w lodówce przeterminowane mleko. Tymczasem ja tam nic nie przechowywałam. Kiedyś dyrektor wszedł do mojego biura wściekły i zaczął szarpać okiennymi roletami. Kiedy wchodził do pokoju zawsze wzbudzał lęk. Wchodził w charakterystyczny sposób, szarpiąc klamkę.

Podczas rozprawy pokrzywdzona mówiła też o wożeniu dyrektora w godzinach pracy prywatnymi samochodami podwładnych, np. do lekarza.

Pierwsza z pokrzywdzonych będzie odpowiadać jeszcze na pytania m.in. adwokat oskarżonego dyrektora na kolejnej rozprawie, którą wyznaczono na 18 czerwca br.

Proces dyrektora bieruńskiego MOPS-u. Był podział na dobrych i złych pracowników

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj