Ratowałem nos Gierka

„Nowe Echo” rozmawia z Marianem Jamrozym, fotografem, gościem specjalnym Tychy Press Photo 2016. Rozmawia: Jarosław Jędrysik

0
Fotoreporter Marian Jamrozy w galerii Obok na tle swoich prac (fot. Dominik Gajda)
Reklama

W latach 60. chłopcy ze Śląska lądowali zazwyczaj w zawodowych szkołach górniczych. Na kopalni był konkretny zawód i konkretne pieniądze. Tymczasem pan trafił do technikum fotograficznego w Piotrowicach. Jak to możliwe?

To był poniekąd naturalny wybór. Moja mama Teresa, z domu Stańczyk, była fotografem. Zawodu uczyła się u Czarneckiego w Mysłowicach. Jej ojciec, a mój dziadek jeszcze przed wojną miał zakład fotograficzny w Brzezince. Kiedy zamieszkaliśmy w organistówce w Chełmie Śląskim (tata został organistą w miejscowej parafii), to jedno z pomieszczeń mama zaadaptowała na atelier. Klienci przychodzili do nas i mama robiła im zdjęcia. Pamiętam, że nie raz odbitki płukało się przy studni, bo tylko tam była woda niezbędna do tego procesu.

Nie lepiej było wodę ze studni nosić do pracowni?

To by za długo trwało. Przy większej ilości odbitek przy studni było szybciej.

Reklama

Wspomniał pan, że ojciec był organistą w chełmskiej parafii…

Ojciec Franciszek uczył muzyki i był organistą. Wykształcenie muzycznej zdobył m.in. w Śląskim Konserwatorium Muzycznym. Krótko przed wojną pracował jako organista w Dziećkowicach, potem w Brzezince, gdzie poznał mamę. Powołany do wojska niemieckiego zawędrował aż do Afryki. Z armii go zwolniono go bo zawsze deklarował polską przynależność. Do końca wojny pracował jako pracownik fizyczny w kopalni „Wesoła”. Zaraz po wojnie w Szkole Muzycznej im. M. Karłowicza w Katowicach założył klasę organów, a potem przez wiele lat uczył gry na fortepianie.

Dlaczego na fortepianie, a nie na organach?

W państwowej szkole nie mógł uczyć gry na organach. Władza komunistyczna nie pozwalała na to, bo wiadomo, że organista grałby później w kościele. Tata prowadził za to kursy organistowskie przy Kurii Diecezjalnej w Katowicach. Od 1953 r., przez dwadzieścia lat był organistą w parafii w Chełmie Śląskim. Za zasługi dla rozwoju muzyki kościelnej został uhonorowany w 1975 r. „Pro Ecclesia et Pontifice” przyznanym przez papieża Pawła VI.

A pan jako absolwent technikum fotograficznym też w końcu trafił na kopalnię.

Ktoś z rodziny powiedział mi, że na KWK „Lenin” w Wesołej potrzebny jest fotograf. Poszedłem, zapytałem. Przyjęli mnie.

Fotograf na kopalni chyba nie miał za dużo roboty?

Żartuje pan? Czasami nie wyrabiałem. Roboty było dużo. Wykonywałem dokumentację fotograficzną kopalnianych inwestycji. Kopalnię odwiedzało sporo delegacji – krajowych i zagranicznych… Jak było 25-lecie zakładu trzy dni non stop siedziałem w pracowni Miałem jeszcze dwóch chłopaków do pomocy w ciemni. Dziś ciemnię zastąpił program komputerowy. Wtedy na pół godziny robienia zdjęć, trzy godziny siedziało się w pracowni. Wywołanie filmu trwało od 5 do 35 minut. Naświetlanie, wywoływanie w ciemni, krótkie płukanie, utrwalanie i znowu płukanie. Następnie suszenie. Jak się sprężyłem to suchy film był gotowy do godziny. A gdzie jeszcze wykonanie odbitek? Mój rekord to 20 minut, ale to były odbitki z filmu małoobrazkowego. Duże odbitki wykonywało się dłużej. Były i takie sytuacje, że delegacja za trzy godziny odjeżdżała i musiała mieć zdjęcia wklejone w albumie.

Kiedyś opowiadał mi pan, że fotografował bawet bez filmu w aparacie.

To nie były takie łatwe czasy jak teraz, że masz aparat cyfrowy i pstrykasz ile chcesz. Mimo że kopalnia dawała pieniądze na materiały fotograficzne, nie zawsze można było je kupić i nie zawsze mi ich wystarczało. Pewnego razu słyszę: „Marian delegacja radziecka będzie składała kwiaty pod pomnikiem Lenina (stanął w Wesołej w 1968 r., zaraz po tym gdy kopalnię przemianowano na KWK „Lenin”). Zabieraj aparat i rób zdjęcia”. Ja na to: „Ale mam tylko jeden film. Ile tych zdjęć mam zrobić?” Usłyszałem: „A po cholerę ci film. Weź pomigaj im lampą błyskową po oczach, niech czują się ważni. Podniesiesz rangę tej imprezy”. Tak… Czasami byłem od tego, żeby podnosić rangę delegacji. Takie akcje dotyczyły jednak mniej istotnych gości. Ci najważniejsi musieli być na zdjęciach bezapelacyjnie.

To kiedy musiał pan mieć film w aparacie?

Kopalnia „Lenin” ze względu jedyny w regionie pomnik wodza Rewolucji Październikowej była miejscem przyjmowania najważniejszych delegacji na Śląsku. Bywali u nas towarzysze Zdzisław Grudzień i Edward Gierek. Tego drugiego fotografowałem jak sekretarza wojewódzkiego i pierwszego sekretarza KC PZPR. Pamiętam jak był premier Jaroszewicz. Przyjechał, żeby uruchomić nowy szyb na kopalni. Na jego cześć ów szyb nazywa się „Piotr”. Przyjeżdżali też goście ze Związku Radzieckiego: kołchoźnicy, delegacje z zakładów przemysłowych, bohaterowie wojny ojczyźnianej. Np. żołnierz, który pierwszy czołgiem przejechał przez Przemszę, wyzwalając Mysłowice. Byli też kosmonauci. Na Gagarina, który był w Wesołej zanim przyszedłem na kopalnię, nie załapałem się. Fotografowałem za to Mirosława Hermaszewskiego i Aleksieja Jelisiejewa, który brał udział w trzech lotach kosmicznych statkami Sojuz. O tu jest na zdjęciu, już po złożeniu kwiatów Leninowi. To spotkanie z nim w kawiarni kina „Dar Górnika” Klimat z tamtych czasów. Kieliszki, kawa w szklankach na spodku i wszechobecne papierosy.

Miał pan jakieś wpadki przy tych oficjelach? Jakiś towarzysz nie wyszedł jak powinien?

Był taki jeden towarzysz… Gierek się nazywał. Odznaczał orderem sztandar kopalni. Fotografów w pierony. Ciasno. Nie dopchasz się… Ale ja, jako fotograf zakładowy musiałem mieć dobre łokcie. Zrobiłem kilka ujęć. Jeden kadr był idealny, ale na nosie Gierka coś rzuciło cień. Wyglądał jakby go nie miał. Trzy dni ratowałem nos sekretarza.

Operacja plastyczna na Gierku?

Tak. Wykonując odbitkę pod powiększalnikiem za pomocą wacika na druciku zmniejszałem dawkę naświetlania w rejonie nosa. Potem był retusz ołówkiem lub pędzelkiem. Wyszło dobrze, bo musiało wyjść… Zdjęcie szło na wystawę.

Najdziwniejsze zlecenie?

Miałem pracownię na kopalni. Czasem ludzie przychodzili prywatnie, żeby im wywołać film lub zdjęcia zrobić. Przyszedł raz jeden człowiek – nie górnik, ale ktoś wysoko postawiony. Pytam czy zdjęcie ma być do legitymacji lub dowodu? A on na to, że chce fotografię… zęba, bo dentystka kazała mu zrobić. Nie skojarzył, że chodziło jej o zdjęcie rentgenowskie.

Kiedyś też kazali mi robić zdjęcia wszystkich uczestników jakiejś masówki. To było chyba tuż po stanie wojennym. To raczej nie miały być fotografie na wystawę. Dobrze, że wtedy – jakby to delikatnie ująć – byłem niedysponowany (śmiech). Trudno mi było ustawić ostrość i pstrykać. Wzięli mi aparat i robili za mnie.

A fotografował pan jak stawiali pomnik Lenina?

Nie, bo wtedy jeszcze chodziłem do szkoły. Robiłem jednak zdjęcia w 1990 r., gdy Lenina obalali. Podjechał dźwig. Skuto betonowe nogi, odcięto druty zbrojeniowe. Na szyję wodza zarzucono pętlę. Dźwig zaczął Lenina podnosić, ale lina się zerwała. Pomnik się roztrzaskał. Głowa odleciała od korpusu. Nawet zachowałem jej fragment z uchem. Nie chciał się Lenin rozstawać z Wesołą. Z tego co pamiętam, oficjalnym powodem demontażu pomnika była rzekoma konieczność poddania go renowacji. Nigdy do niej nie doszło.

Po przejściu na emeryturę fotografował pan w tyskich mediach.

Lubię robić zdjęcia do dzisiaj. To moja pasja. Kolekcjonuję też stare aparaty fotograficzne. Niektóre ciągle są sprawne. Z kopalnią jeszcze nie zerwałem. Zapraszają mnie co roku na karczmy piwne, oczywiście z aparatem. Z zaproszenia mnie na Tychy Press Photo i tej wystawy jestem bardzo zadowolony. Zapraszam do galerii „Obok”.

Zdjęcia Mariana Jamrozego – w ramach wystawy Tychy Press Photo 2016 – można było oglądać w Miejskiej Galerii Sztuki „Obok” do 23 marca.

Marian Jamrozy, 66 lat, absolwent Technikum Fototechnicznego w Katowicach Piotrowicach (1968 r.) oraz Studium Fotografii i Filmu we Wrocławiu (1971 r.). W latach 1968-1997 pracował jako fotograf zakładowy w kopalni „Lenin” w Mysłowicach Wesołej (od 1990 r. kopalnia „Wesoła”). Instruktor fotografii  w domach kultury przy kopalniach „Boże Dary” i „Wesoła”. W latach 70. współpracował z Głosem Górniczym w Mysłowicach. Po przejściu na emeryturę związany z tyskimi mediami: Górnośląskim Tygodnikiem Regionalnym „Echo” i „Twoje Tychy”. Jego prace znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Miejskiego w Mysłowicach. W 2016 r. gość specjalny Tychy Press Photo, którego laureatem był w 2005 r.

Wywiad ukazał się w „Nowym Echu” nr 4 (04) z 1 marca 2016 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj