Słowa o apogeum obłędu, spirali przemocy. Proces o znęcanie się nad pracownikami MOPS

0
Poszkodowana pracownica MOPS w Bieruniu przekazuje sądowi istotny dokument, fot. ZB
Reklama

 

Przed Sądem Rejonowym w Tychach toczy się proces przeciwko szefowi Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bieruniu. Prokuratura oskarżyła dyrektora MOPS Bieruń o psychiczne znęcanie się nad podwładnymi i naruszanie ich praw pracowniczych. Dzisiaj (22 lipca) kontynuowała zeznania jedna z poszkodowanych kobiet. Mówiła m.in. o spirali przemocy w miejscu pracy, apogeum szaleństwa i obłędu dyrektora.

Na dzisiejszej rozprawie pracownica MOPS w Bieruniu (I.G.) kontynuowała zeznania dotyczące atmosfery stworzonej w miejscu pracy przez oskarżonego obecnie dyrektora. Kobieta podtrzymała złożone wcześniej zeznania m.in. dotyczące stanów lękowych, utraty zdrowia, których doświadczyła na skutek złej atmosfery panującej w bieruńskim MOPS-ie (akt oskarżenia obejmuje lata 2016-2019, ale i wcześniej, jak można było usłyszeć, sytuacja w zakładzie pracy była bardzo zła). Dyrektor (jak zeznała I.G.), w godzinach pracy ingerował w życie prywatne, mówiąc np. że syn podległej mu (poszkodowanej) pracownicy nie powiedział mu „dzień dobry”, że matka pracownicy wygląda źle, pozwolił sobie na stwierdzenie, że nie podoba mu się co pracownica robiła w niedzielę (a więc w dniu wolnym od pracy), a dopytywany o konkrety przez zagadniętą w ten sposób kobietę – nie odpowiedział. Miał też w swoim gabinecie powiedzieć, by pracownica nie przyjaźniła się z wymienioną przez niego osobą. Interesował się kto jest w pokojach MOPS, przysłuchiwał się rozmowom. Poszkodowana stwierdziła, że dyrektor miał fobię.

Zeznająca skarżyła się przed sądem, że tydzień przed swoim urlopem nagle dostała od dyrektora polecenie służbowe poprawienia materiałów dotyczących polityki bezpieczeństwa, a dokumenty te były gotowe już kilka miesięcy wcześniej i przez ten czas, jak można było zrozumieć, dyrektor nie uważał, że wymagają korekty.  I.G. jako jedyna w MOPS otrzymała też polecenie przygotowania sprawozdania ze szkolenia, co było bardzo pracochłonne. Gdy wróciła z urlopu okazało się, że dyrektor zmienił jej miejsce pracy, przenosząc do innego pokoju na koniec długiego korytarza (do tej pory przebywała w pokoju ze swoimi pracownikami). Przeprowadzka odbyła się bez jej wiedzy i udziału. Podczas jej nieobecności przeniesiono nie tylko dokumenty służbowe (nad którymi w ten sposób straciła kontrolę i nie wie, czy jakichś nie brakuje), ale również rzeczy osobiste.

– Miało to na celu odizolowanie mnie od pracowników – zeznała I.G.

Reklama

Skutek był taki, że teraz (jako kierowniczka) poszkodowana musiała w sprawach służbowych przechodzić na drugą stronę korytarza, by uzgadniać sprawy ze swoimi podwładnymi (a dawniej odbywało się to we wspólnym pokoju, gdzie razem pracowali). Dlatego podczas tych uzgodnień poszkodowana nie mogła być w pokoju wyznaczonym przez dyrektora. Oskarżony, jak można było usłyszeć, podczas jej nieobecności, zawiesił na drzwiach tego pokoju kartkę o treści: „Proszę pozostać w pokoju”. Kartka ta opatrzona była pieczęcią dyrektora MOPS. Gdy na stanowisku kierownika poszkodowaną zmienił znajomy dyrektora – mógł już przebywać w jednym pokoju ze współpracownikami.

Poszkodowana mówiła, że wiele osób zostało przez dyrektora skrzywdzonych, traktował ich „w sposób niegodziwy”, płakali, większość w takich warunkach zwolniła się z MOPS. Dyrektor miał mówić, że musi wymienić załogę, bo potrzebuje (w MOPS) nowej krwi, miał też mówić głośno, że najlepiej rządzi się skłóconą załogą i tak było – mówiła poszkodowana – wszyscy byli skłóceni, obrażeni na siebie, dyrektor wszędzie widział spisek.  Poszkodowana nie miała odwagi, jak zeznała, by powiedzieć dyrektorowi aby na nią nie krzyczał, nie lekceważył.

Zeznająca wspomniała, jak obecny dyrektor potraktował wicedyrektorkę MOPS, która wprowadzała go w arkana pracy w ośrodku, traktowała życzliwie, jak syna. Za sprawą oskarżonego zlikwidowano jej stanowisko (pracowała jak zwykły pracownik), a później doszło do wydarzenia, które I.G. nazwala linczem. Otóż dyrektor zwołał 30 pracowników i przy takim audytorium publicznie krytykował byłą wicedyrektor. Można było usłyszeć, że poniżał ją, krzyczał, uderzał ręką w stół. Nikt nie stanął w obronie. Tego typu zachowania oskarżonego mieli doświadczyć też inni.

„Apogeum szaleństwa i obłędu” oskarżony miał osiągnąć w 2019 r. (wówczas, jak zeznała poszkodowana, był jak „rozpędzona lokomotywa”). W czym się to apogeum przejawiło?  Jak można było usłyszeć na sali sądowej, oskarżony, będąc w aneksie kuchennym ośrodka, w jakimś szale szarpał lodówkę, rozlewał kawę. Nawet jego znajomy, który został kierownikiem, zwrócił mu uwagę na niestosowność takiego zachowania, a  później znajomy ten wycierał ręcznikiem podłogę i uspokajał oskarżonego. Ekspres do kawy na polecenie dyrektora został wyniesiony, a lodówki oskarżony nie pozwolił używać.

Poszkodowana otrzymywała nagrody za dobrą pracę, nie wie jednak według jakich kryteriów dyrektor ustalał ich wysokość.

Gdy dyrektor dowiedział się o skardze złożonej na niego do burmistrza Bierunia, to straszył poszkodowaną, że złoży pozew do sądu za pomówienia. Zabiegał o wsparcie pracowników, mówiąc że z powodu tej sprawy cierpią jego rodzice, miał nawet (jak można było usłyszeć w sądzie) straszyć samobójstwem.

Z zeznań poszkodowanej wynika, że dyrektor powoływał się na znajomości z radnymi. Z jednym z radnych „zasypywali koleżanki pracą” – jak stwierdziła I.G. Chodziło o to, że w ramach godzin pracy w MOPS pracownice przygotowywały akcesoria na festyny organizowane przez radnego. Radny przychodził z dyrektorem do świetlicy i mówił co pracownicy ośrodka mają przygotować na festyn, a praca ta wykraczała poza zakres obowiązków pracowników, mimo to wykonywali te polecenia.

Pani adwokat przedstawiła protokół z wyboru przewodniczącego zespołu interdyscyplinarnego sporządzony przez I.G. Według tego protokołu I.G. sama zrezygnowała z kandydowania na stanowisko szefa tego zespołu. Obrona przypomniała, że wcześniej I.G. zeznała, że została zwolniona przez dyrektora.

Poszkodowana wyjaśniała, że owszem, zrezygnowała, choć członkowie zespołu interdyscyplinarnego proponowali, by była przewodniczącą. Wiedziała jednak jaka jest sytuacja. Zrezygnowała, bo jak wyjaśniała, nie miała innego wyjścia: kilkanaście dni wcześniej były już przygotowane pieczątki z nazwiskiem nowego (jeszcze formalnie niewybranego) przewodniczącego zespołu, którym był znajomy dyrektora. Oskarżony podczas spotkania z poszkodowaną miał oznajmić, że nie będzie ona przewodniczącą – tylko koordynatorem. Kobieta podkreślała, że osobiście usłyszała od dyrektora w 2019 r., że jest zwolniona z pracy. Nie było możliwości, jak mówiła, przeciwstawienia się. W tej sytuacji uznała, że funkcję koordynatora dano jej „na otuchę”. Poszkodowana przekazała sądowi dokument mający świadczyć o tym, że faktyczny podział stanowisk dokonał się wcześniej. Chodzi o  brudnopis pisma do burmistrza, w którym dyrektor odręcznie wpisał tych, którzy maja być członkami zespołu. Wyraźnie zaskoczoną panią adwokat zainteresowało skąd poszkodowana ma ten dokument. I.G. odpowiedziała, że dał go jej dyrektor z poleceniem przepisania na firmowym papierze. Przy okazji poszkodowana opowiedziała, że dyrektor (mimo, że miał w gabinecie laptop i drukarkę) kazał przynosić sobie pisma, które polecił napisać. Korekty często polegały na drobiazgach (użycie „że” zamiast „iż”, zmiana czcionki). Uciążliwość sporządzania takich pism polegała na bieganiu z wydrukowanymi poprawkami do gabinetu dyrektora, mimo że oskarżony miał u siebie laptop i drukarkę (a więc mógł od razu dokonać korekty i uzyskać satysfakcjonujący go tekst).

Zdaniem obrony w zeznaniach I.G. jest sprzeczność, bo raz można usłyszeć, że dyrektor był przeciwny temu, by pracownicy spotykali się i rozmawiali ze sobą, a innym razem zachęcał do zorganizowania spotkania integracyjnego. Poszkodowana I.G. odpowiedziała, że to nie sprzeczność, bowiem spirala przemocy nakręcana przez dyrektora miała kilka faz. Jedną z nich był, jak to określiła poszkodowana, „miesiąc miodowy”, ale poprzedzał on fazę przemocy (psychicznej). Gdy agresja mijała dyrektor na jakiś czas się wyciszał, wówczas pracownicy MOPS spotykali się w kawiarni na bieruńskim rynku.

Zdzisław Barszewicz

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj