W piątek, 25 czerwca, odbył się pogrzeb ppor. Józefa Kołodzieja ps. „Wichura” (1921-1946), żołnierza z oddziałów partyzanckich Zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych kapitana Henryka Flamego „Bartka”. W setną rocznicę swoich urodzin i 75 lat od śmierci spoczął blisko rodziny, na cmentarzu w Czechowicach-Dziedzicach. Trumnę ze szczątkami „Wichury”, nakrytą biało-czerwoną flaga, nieśli żołnierze z 18. Bielskiego Batalionu Powietrznodesantowego. Na cmentarzu oddali salwę honorową. Ppor. Kołodziej został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Ppor. Józef Kołodziej ps. „Wichura” urodził się 25 czerwca 1921 r. w Bierach (powiat bielski). W czerwcu 1945 r. wstąpił do oddziałów partyzanckich Zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych kapitana Henryka Flamego „Bartka” i został mianowany dowódcą drużyny Pogotowia Akcji Specjalnych o kryptonimie „Błyskawica”. Brał udział w wielu akcjach zbrojnych. Uczestniczył w słynnej defiladzie oddziałów „Bartka” w Wiśle 3 maja 1946 r. Od maja 1946 r. pełnił funkcję szefa propagandy i informacji przy sztabie. Kilkakrotnie z powodzeniem zrealizował misję koncentracji oddziałów leśnych w Beskidach. We wrześniu 1946 r. w ramach operacji „Lawina” koordynował przerzut żołnierzy NSZ na zachód. Został aresztowany w październiku 1946 r. w Chorzowie. 14 grudnia 1946 r. skazany na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na sesji wyjazdowej w Będzinie. Egzekucję wykonano 31 grudnia 1946 r. w katowickim więzieniu.
Szczątki Józefa Kołodzieja zostały odnalezione dopiero we wrześniu 2017 r. podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych przez Instytut Pamięci Narodowej na cmentarzu komunalnym przy ul. Panewnickiej w Katowicach. Znajdowały się w zbiorowej mogile.
25 czerwca 2021
Pogrzeb z honorami odbył się wczoraj, czyli 25 czerwca, dokładnie w setną rocznicę urodzin „Wichury”. Mszę św. w kościele pw. św. Katarzyny w Czechowicach-Dziedzicach odprawili ks. proboszcz Piotr Pietrasina i ks. kpt. Krzysztof Ziobro. Ten ostatni w kazaniu przypomniał powojenną historię Polski. Mówił m.in. o terrorze, zapełnionych więzieniach tymi, którzy nie godzili się z narzuconym nieludzkim systemem władzy. Przypomniał o miejscach odkrywanych po wojnie, w których oprawcy zadawali niezłomnym podwójną śmierć – pozbawiając życia, grzebali ich ciała pod osłoną nocy w dołach śmierci, by skazać na zapomnienie, wymazać z narodowej pamięci. Od kilku lat żołnierze niezłomni odzyskują swoją tożsamość, dobre imię i miano bohaterów, na które zasłużyli.
Spocznij, panie poruczniku
– Spotykamy się na szczególnej uroczystości – żeby pożegnać tego, który nie miał pogrzebu nigdy. Robimy to dzisiaj, po bardzo wielu latach. Chowamy Polaka, katolika, bohatera, żołnierza wyklętego, oficera Narodowych Sił Zbrojnych, jednego z najlepszych dowódców polowych podziemia antykomunistycznego z wyjątkowego oddziału kpt. Henryka Flamego „Bartka” – mówił prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN.
Historyk opowiadał, że w materiałach pozostałych po śledztwie znajduje się szczególny dokument, który pokazuje, jakiego formatu oficerem był „Wichura”.
– Oto w zeznaniach, które w zasadzie nie powinny być utrwalone, możemy przeczytać taki zapis, uczyniony w siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. „Uważałem, że w Polsce rządzą Rosjanie, nie Polacy. Postanowiłem podjąć walkę z tymi, którzy są za sojuszem polsko-rosyjskim. Uważałem, że sojusz Polski i Rosji to zwykła okupacja. Uważałem, że w Polsce nie ma demokracji, a ta, która jest, jest komunistyczna, jest rosyjska, bez wiary. Że wkrótce będą zamykali kościoły. Uważałem, że dla budowy Polski narodowej trzeba podjąć walkę z tymi ludźmi. Trzeba zniszczyć tych, którzy ten system tworzą”. To wypowiedź człowieka, który jest w rękach Urzędu Bezpieczeństwa. Człowieka, który nie ma złudzeń, gdzie się znajduje i przed kim. A nawet tam, w tak trudnych warunkach potrafi zachować swoją niezłomną postawę do końca – mówił prof. Szwagrzyk.
– W grudniu 1946 r. krzywoprzysięgły sąd orzeka karę śmierci, jak często wówczas wobec naszych bohaterów. 31 grudnia 1946 r. strzał w podziemiach więzienia, gdzieś w potylicę. I w tej sprawie kaci zrobili wszystko.
Zabili, zamordowali. Przywieziono zwłoki do zbiorowego dołu, dziś już wiemy, na którym cmentarzu w Katowicach. Wydawało się, że w tej sprawie już nic więcej się nie zadzieje. Na szczęście dzieje się inaczej.
Po tylu latach możemy powiedzieć, że teraz już nie na ziemi, ale gdzieś tam w niebie formuje się znowu oddział kapitana Flamego ps. „Bartek”. Bo my odnajdujemy miejsca, gdzie są ich szczątki – można było usłyszeć.
– Możemy dziś, zgromadzeni na tej uroczystości w Czechowicach-Dziedzicach, powiedzieć: „Spocznij, panie poruczniku, twoja walka, służba, dobiegła końca. Niech ci ta polska ziemia, za to, co dla Polski, Ojczyzny, Rzeczpospolitej zrobiłeś, lekką będzie” – zakończył profesor.
Rodzicom, rodzeństwu i „Milce”
W imieniu zmarłego ppor. Józefa Kołodzieja tradycyjnie składane na pogrzebach podziękowania wygłosił Jacek Biel, przedstawiciel rodziny. Były to przede wszystkim słowa wdzięczności kierowane do rodziców Józefa i Zuzanny – za dar życia i wychowanie w duchu wiary i patriotyzmu; do starszych braci mających ogromny wpływ na postawę i poglądy Józefa. Chodziło tu o brata Alojzego – legionistę, kapitana Wojska Polskiego, nauczyciela, aresztowanego w pierwszych dniach okupacji przez Gestapo, który w 1941 r. zginął w obozie Dachau. Chodziło też o brata Antoniego, który przeżył obozy koncentracyjne Dachau i Mathaussen Guzen. Wymieniono też starsze siostry – Zosię, Stefanię i Marysię, którym – w imieniu zmarłego – dziękowano za miłość, opiekę i pomoc w okresie, kiedy był „Leśnym”. Podziękowania były też kierowane do żołnierzy i dowódców zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego. „Wichura” na pewno chciałby też podziękować żonie Emilii – „Milce”, która była miłością jego życia. Nie zdążyli się jednak tym życiem zbyt długo nacieszyć.
Ze względu na stan zdrowia nie mogła przybyć na pogrzeb siostrzenica Wichury – Krystyna, która do dziś pamięta, jak kochany wujcio przy każdej wizycie o niej pamiętał, przynosił drobne upominki. Ze względu na podeszły wiek i stan zdrowia nie przybył też bratanek „Wichury” Jerzy Kołodziej.
Szczególny cmentarz
„Wichura” spoczął w grobie, w którym pochowani są jego żona Emilia oraz ich syn Jan.
– Cmentarz to jest szczególny. Nigdzie bowiem w okolicy na jednym cmentarzu nie spoczywa lub nie jest upamiętnionych około 40 żołnierzy ze zgrupowania Bartka. Aż prosi się, by wszyscy ci żołnierze zostali w tym rejonie godnie upamiętnieni – powiedział J. Biel.
Na pogrzebie można było spotkać m.in. córkę Henryka Flamego „Bartka” (i jego grób jest na czechowickim cmentarzu).
W uroczystościach pogrzebowych wzięły też udział dwie córki Emilii „Milki”, żony „Wichury”.
Bogusława i Lidia opowiedziały mi, że ich brat, syn Emilii i Józefa – Janek – zginął tragicznie, porażony piorunem, gdy miał 19 lat. Chłopak ten urodził się w więzieniu. Emilia tak jak „Wichura” została skazana na karę śmierci. Ponieważ była w ciąży, nie wykonano nie niej wyroku, zamieniono go na dożywocie. Po latach została zwolniona z więzienia. Wyszła drugi raz za mąż. Zmarła 22 lata temu. Córki mówią, że mało opowiadała o dawnych czasach. Choć śpiewała czasem partyzanckie piosenki.
Tekst i zdjęcia: Renata BOTOR-PŁAWECKA
Cześć i Chwała Bohaterom. R.I.P.