To nie był miękki facet

1
Marcin Sitko oraz okładka jego książki; fot. zew
Reklama

„Nowe Info” rozmawia z Marcinem Sitko, tyszaninem, autorem książki „Wehikuł czasu. Rysiek Riedel we wspomnieniach”, której premierę zaplanowano na przełomie listopada i grudnia br.

Nowe Info: – Trudniej napisać biografię artysty, bo trzeba weryfikować zbierane i usłyszane informacje. Ze wspomnieniami miałeś łatwiej. Wystarczy włączyć dyktafon…

Marcin Sitko: – Wiem jak pisze się biografię, bo mam na koncie m.in. książkę o życiu Bogdana Łyszkiewicza, lidera Chłopców z Placu Broni. W przypadku Ryśka Riedla od początku miałem taki zamysł, że to będą wspomnienia o nim. Biografia Ryśka została już napisana przez Jana Skaradzińskiego, którego zresztą zaprosiłem do mojego projektu. Nie odmówił.

– Kto wspomina Ryśka?

Reklama

– Przede wszystkim ludzie, którzy zdążyli go dobrze poznać – przyjaciele, krąg towarzyski, muzycy, ludzie z branży, ale nie tylko. Jest też opowieść człowieka, u którego Rysiek zatrzymał się na godzinę i zjadł zupę pomidorową. Jednak to spotkanie, okraszone rozmową, zostało mu w pamięci na całe życie, jak dobry film. To w sumie około 40 opowieści. Prawdziwych, wcześniej niespisanych.

– Zdradzisz jakieś nazwiska?

– Kazimierz „Filo” Galaś – autor tekstów Dżemu, m.in. „Czerwonego jak cegła” i „Jesionów”; Piotr Banach – założyciel zespołu Hey; Marcin Jacobson – menadżer Dżemu w lata 80.; Dorota Zawiesienko – współautorka piosenki „List do M.”; Maciej Maleńczuk, Hirek Wrona, bluesmani: Rafał Rękosiewicz, Leszek Winder, Andrzej Urny…

– A rodzina Ryśka?

– Bez rodziny nie wyobrażałem sobie tej książki. Bez poinformowania jej o projekcie i zaproszenia do niego.

Dlatego syn Sebastian pisze wstęp do tego wydawnictwa, a za trzy dni (wywiad przeprowadziłem 12 października – przyp. JJ) lecę jeszcze do córki Ryśka – Karoliny, aby z nią porozmawiać. Mieszka teraz w Portugalii.

– Mierząc się z legendą Ryśka Riedla nie sposób nie zahaczyć o jej czarną stronę – nałóg narkotykowy skutkujący przedwczesną śmiercią.

– Ta czarna strona eksploatowana była już we wspomnianej biografii Skaradzińskiego, książce Edyty Kaszycy czy w filmie fabularnym „Skazany na bluesa” Jana Kidawy-Błońskiego. Ja świadomie rozprawiam się z tą czarną legendą. Rysiek był spełnionym muzykiem, miał i ma setki tysięcy fanów, ale dla mnie istotne jest też, że był mężem, ojcem, a teraz ma czterech wnuków.

Chce pokazać, że pomimo straszliwego nałogu był dobrym i wartościowym człowiekiem. Interesującym nie tylko poprzez chorobę.

– Nie obawiasz się, że przez to twoja opowieść będzie cukierkowa, niepełna…

– Biorę to na klatę… Rozmawiając z ludźmi o Ryśku przez rok zjeździłem kraj wzdłuż i wszerz trzy razy. Tak naprawdę nie wiedziałem co mi opowiedzą, na ile zburzą moje założenie o fajnym kumplu, współpracowniku, ojcu. Nie ingerowałem w ich wspomnienia. I co ciekawe, oni sami mało mówili o narkotykach. Moja teza została obroniona.
Od śmierci Riedla minęło już prawie ćwierć wieku. Zmarł stosunkowo młodo, przed czterdziestką. Więc siłą rzeczy wspomnienia o nim z końca lat 70., dekady lat 80. i początku lat 90. dotyczą też młodości moich rozmówców, ich przeżyć z tamtych czasów. Dlatego wiele w nich sentymentalnej i sowizdrzalskiej nuty.

– Na przykład?

– Widać stąd blok na ul. Dębowej (rozmawialiśmy w kafejce w centrum Tychów – przyp. JJ). To z 9. piętra tego budynku Rysiek zbiegał na łeb, na szyję po schodach, kiedy zorientował się, że tego dnia ma ślub. Zasiedział się wtedy w mieszkaniu kolegi, słuchali płyt. Przyjaciel Andrzej Beliczyński wspomina, że patrzył przez okno, jak Rysiek biegnie między blokami do Goli (swojej przyszłej żony – przyp. JJ).

Na ówczesną aleję Rewolucji Październikowej wybiegł w miejscu, gdzie dziś stoi jego pomnik. Kiedy pan Andrzej dziś patrzy na ten pomnik, na którym Rysiek dynamicznie kroczy w rozwianej kurtce, to przypomina mu się ten listopadowy poranek 1977 r.

– Jaki człowiek wyłania się z tych wspomnień?

– Z jednej strony postać barwna, oderwana od siermiężnej rzeczywistości PRL-u, ale i od rodzącego się w początku lat 90. kapitalizmu. Unosząca się kilka centymetrów nad ziemią, niedopasowana, trochę niedojrzała, ale i wrażliwa, z bardzo cienką skórą – choć z mocnym charakterem. Taki polski James Dean, no i… Jim Morrison.

– Potrafił wydać krocie na skórzaną kurtkę z frędzlami, bo mu się podobała…
– A na drugi dzień komuś oddać ją za darmo… Albo kupić za całą gażę kompakty ulubionych wykonawców.

– Czyli człowiek nieodpowiedzialny?

– Nie do końca. Moi rozmówcy wspominają Ryśka jako człowieka, który świadomie i konsekwentnie kierował swoim losem. Może w kontekście jego uzależnienia brzmi to niewiarygodnie, ale trzeba pamiętać, że w początkowym etapie działalności Dżemu zespół przetrwał dzięki jego uporowi w dążeniu do celu. To nie był miękki facet. Nie było mu też wszystko jedno, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę…

– To znaczy?

– Miał u swoich dzieci autorytet. Karolina i Sebastian szanowali go. Choć nigdy nie podniósł na nich ręki, słuchali go i nie buntowali się, na przykład – kiedy kazał im meldować się w domu najpóźniej o godz. 21.00 lub zakazywał im gdzieś wychodzić. W trosce o swoje dzieci.

– Byłem świadkiem, jak po koncercie Dżemu na festiwalu w Jarocinie w 1993 r. Sebastian mówił ojcu, że chciałby jeszcze zostać z rówieśnikami na kolejnym dniu imprezy, ale Rysiek uciął dyskusję krótkim: „Bastek, do autokaru”.

– Krótkim, ale zapewne nieagresywnym. Miał w sobie siłę spokoju.

– No właśnie, czy któryś z twoich rozmówców wspominał Ryśka zdenerwowanego, wpadającego w złość?

– Pracując nad tą książką, zetknąłem się z około 150 życiorysami i muszę powiedzieć, że nie. Rysiek nie tracił przyjaciół. To cenna umiejętność. Nie zanotowałem spalonych mostów.

– W filmie dokumentalnym o Riedlu pt. „Sie macie ludzie” Jerzy Linder, fotograf Dżemu, zastanawia się, jak Rysiek odnalazłby się w dzisiejszym show biznesie, z kolorowymi magazynami dla kobiet, telewizjami śniadaniowymi itp.

– Prawie każdy mój rozmówca dochodził do takiej refleksji. Oczywiście warunkiem, że byłby dziś z nami, byłoby wyjście z choroby. Jedni twierdzili, że świetnie dałby sobie rady. Miałby status niekwestionowanej gwiazdy i muzycznego autorytetu, jak np. Tadeusz Nalepa czy Czesław Niemen. Miałby w paszporcie wizę do USA, hacjendę i harleya.

Inni przewidywali, że nie wpasowałby się w nowe czasy, wiele rzeczy by go bolało i wycofałby się z życia artystycznego. Z dumą bawiłby wnuki – tego jestem pewny.

– Kiedy premiera książki?

– W listopadzie br., z lekkim „wentylem bezpieczeństwa”. Zależało mi, aby była edytorsko na wysokim poziomie. I taka będzie. 400 stron w twardej okładce, z taśmową zakładką w hipisowskiej kolorystyce. Zawierać będzie około 30-40 zdjęć, w tym wiele dotąd niepublikowanych. Jako dodatek planowana jest też płyta z nieznanymi utworami Ryśka.

Marcin SITKOdziennikarz, publicysta, producent muzyczny. Publikował w wielu tytułach, między innymi w kwartalniku „Twój Blues” i „Dzienniku Zachodnim”. Współpracował z Muńkiem Staszczykiem, Olkiem Klepaczem, Andrzejem Grabowskim, Markiem Piekarczykiem, Andrzejem Krzywym, zespołami – Easy Rider, Big Cyc oraz Golden Life. Występował jako gość m.in. w Programie Trzecim Polskiego Radia, Radiowej Jedynce, Telewizji Polskiej, TVP Kultura i TVN Fabuła. W 2010 r. ukazała się jego książka „Hej Panie B.” (o Mirku Bregule), w rok później „Wolność kocham i rozumiem” (biografia Bogdana Łyszkiewicza), a w roku 2012 „The Rolling Stones za żelazną kurtyną” (o koncercie zespołu w Sali Kongresowej w 1967 r.). Rok 2013 przyniósł wydanie almanachu „Woodstock 1969. Najpiękniejszy weekend XX wieku”, którego jest współautorem. W 2017 r. na rynku ukazała się książka „Marillion. The Iron Curtain” – w wersjach polskiej i angielskiej.

FRAGMENTY KSIĄŻKI „WEHIKUŁ CZASU. RYSIEK RIEDEL WE WSPOMNIENIACH”

„Bardzo cieszył się z debiutu płytowego. Dżem był już wiele lat na rynku i nie miał się czym pochwalić. Wreszcie nadszedł ten moment. Rysiek bardzo na niego czekał. Jeszcze zanim płyta się ukazała, Marek Niedźwiecki grał ich piosenki w radiu.
Pewnego dnia Rysiek zadzwonił do nas, chciał, żebyśmy szybko do niego przyszli. Nie wiedzieliśmy co się dzieje… Przybiegliśmy w moment, a on mówi: Niedźwiecki będzie zaraz puszczał materiał z naszej pierwszej płyty!. Pamiętam, że Rysiek usiadł po jednej stronie stołu, po drugiej Gola z herbatą, a my gdzieś obok. Na blacie stał niewielki Kasprzak. Redaktor Niedźwiecki faktycznie miał audycję, nadał te utwory i bardzo je pochwalił.
Rysiek siedział wbity w fotel, a łzy płynęły mu po policzkach. Tyle lat na to czekałem…, powiedział. Zamurowało mnie wtedy. On się nie chwalił, nie puszył, nie nadymał, ale normalnie, po ludzku wzruszył do łez. (…) Cały ten trud zaczynał się teraz opłacać i nabierać sensu. Ta droga, którą przed laty wybrał – by nie żyć, jak reszta społeczeństwa – stawała się prostsza. Wreszcie został zauważony i doceniony.”
Fragment wspomnienia Maciej Sikorskiego, Teatr Exit, Kraków

„Było jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu, więc padła propozycja, żeby pójść do dworcowego baru i napić się wspólnie herbaty. (…) Siedziałem naprzeciw Ryśka. Pamiętam, że zadałem mu pytanie o debiutancką płytę. Odpowiedział, że lada moment miała być wydana. Mowa była o „Cegle”. Opowiedział nam, że bardzo chciał, żeby na płycie znalazł się taki, zwariowany nieco utwór o… krokodylu. Niestety nie został przez zespół nagrany. Padła prośba od kogoś z nas, żeby zaśpiewał tę piosenkę, jeśli pamiętał jeszcze tekst. I zaśpiewał, siedząc przy dworcowym stoliku i stygnącej już herbacie, wybijając rytm pukaniem w stół. Zapamiętałem, że głównym bohaterem utworu był mieszkający w zoo krokodyl, który miał stały rytm dnia, któremu snuły się po głowie różne plany i przemyślenia… Była to tak naprawdę opowieść o życiu człowieka, który w zamknięciu i pod pozorną opieką nigdy nie mógł być zupełnie wolny – jak krokodyl w zoo… Na żadnej płycie Dżemu, a zawsze bardzo czekałem na każdą z nich, nie odnalazłem już tego tekstu. Tym bardziej więc się cieszę, że miałem okazję posłuchać nienagranej nigdy piosenki, w wykonaniu samego Ryśka. Nadszedł czas odjazdu pociągu i odprowadziliśmy go na peron, gdzie ciepło się z nami pożegnał. Chyba wrócił do Tychów. Nie miał żadnego bagażu, żadnej torby czy ubrań na zmianę. Na nasze zdziwienie odparł, że trzy dni temu powiedział w domu: Wychodzę tylko po chleb i zaraz wracam.”
Fragment wspomnienia Grzegorza Miecznikowskiego, Fundacja „Jazz Nad Odrą”

„Zjawiał się u nas przy okazji koncertów, które Dżem grywał w Warszawie. (…) Pamiętam, że zwykle po długiej podróży wyjmował z kieszeni sterty wymiętych barowych serwetek zapisanych fragmentami tekstów piosenek i luźnych myśli. Jakieś drobne karteluszki, strony z notesu – wszystko to wysypywał na stół i przebierał. O, to jest dobre, to do wyrzucenia, to się nadaje, to nie, śmieci jakieś, chłodno oceniał. Te gorsze, jego zdaniem, teksty gniótł i wyrzucał za siebie (śmiech). Było to zabawne, ale też zaskakujące. Wiem, że mój ojciec, Marek Gaszyński, autor tekstów piosenek między innymi Czesława Niemena, tak nie pracował! Też potrafił tworzyć szybko, też na luźnych kartach, ale nigdy nie były to serwetki, a już na pewno nie w takim stanie. Był systematycznym i uporządkowanym twórcą. Rysiek to „chaos” w tych sprawach! Może jednak to działało, bo moim zdaniem stworzył rzeczy w zdecydowanej większości piękne. (…) Pamiętam, że dzieci go lubiły – zdążył poznać moją starszą córkę. Paulinka skakała mu po kolanach, zachęcając, nie na próżno, do wspólnej zabawy. Tak samo reagowały zwierzęta – mój kot, który zawsze chadzał własnymi ścieżkami, układał się zwykle koło niego. Rysiek miał w sobie coś takiego, że te bezbronne istoty mu ufały i do niego lgnęły”.
Fragment wspomnienia Marty Gaszyńskiej, Stowarzyszenie Jump’93

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Myślę że będzie to niesamowita książka o niesamowitym człowieku. Tacy obdarzeni ponadprzeciętnym wokalnym talentem i charyzmą ludzie rodzą się raz na tysiąc lat.. Na pewno ją nabędę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj