W procesie dyrektora MOPS padło pytanie o homofobię

0
Proces przed Sądem Rejonowym w Tychach, 31.08.2021 r.; fot. ZB
Reklama

Dzisiaj (31 sierpnia) przed tyskim sądem karnym odbyła się kolejna rozprawa, w której na ławie oskarżonych zasiada dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bieruniu. Prokuratura zarzuca mu m.in., że w latach 2016 – 2019 psychiczne znęcał się nad podwładnymi. Dzisiaj pytania zadawali głównie oskarżony i jego przedstawicielka prawna. W kontekście wcześniejszych zeznań poszkodowanej kobiety, panią adwokat interesowało, czy pracownica ta ma zapędy homofobiczne i jest uprzedzona do mniejszości seksualnych.

Na pytania odpowiadała pracownica I.G. mająca status oskarżyciela posiłkowego. Najpierw ustosunkowała się do pytania strony oskarżającej dotyczące łamania praw pracowniczych. W tym kontekście I.G. zeznała, że była odciągana od swojej pracy by wozić dyrektora MOPS w różne miejsca, przede wszystkim do Urzędu Miejskiego w Bieruniu, musiała wykonywać pracę za oskarżonego – chodziło o archiwizowanie dokumentacji gminnej komisji antyalkoholowej, chociaż nie była jej członkiem i nie miała prawa dostępu do tych dokumentów. To samo dotyczyło zespołu interdyscyplinarnego. W kwestii naruszania praw pracowniczych I.G. wspomniała też o wykonywaniu polecenia sadzenia kwiatów i drzewek przy MOPS, zmuszeniu pracowników, by wzięli urlopy w Wigilię (wówczas ośrodek był zamknięty), braku możliwości rozliczenia opłat za parkowanie, gdy wyjeżdżało się na szkolenia do Katowic.

Odpowiadając na pytanie oskarżonego o relacje między nimi i czas znajomości, pracownica MOPS stwierdziła, że na początku, gdy oskarżony był jeszcze kierownikiem, wywarł na niej dobre wrażenie. Praca zaczynała się od tego, że częstował podwładnych drożdżówkami. Później sytuacja uległa zmianie. Do pierwszej kryzysowej sytuacji, jak można było usłyszeć, doszło wtedy gdy poszkodowana w ramach pełnionych obowiązków, chciała założyć w rodzinie podopiecznych tzw. niebieską kartę (w ten sposób oznacza się rodzinę gdzie występuje przemoc domowa). Dyrektor MOPS zakwestionował tę decyzję. Po jakimś czasie rodzinie tej odebrano dzieci i niebieską kartę założyła policja.

– Wówczas po raz pierwszy oskarżony doprowadził mnie do łez – stwierdziła I.G.

Zdarzały się sytuacje, jak zeznała poszkodowana, że relacje z oskarżonym były dobre, aż do momentu gdy znowu mu się coś nie spodobało, a nie podobały mu się, jak można było usłyszeć, dobre relacje między pracownikami. Gdy przetoczyła się fala agresji były spokojne momenty. W jednym z takich spokojnych okresów oskarżony zwierzał się nawet I.G. ze swoich problemów rodzinnych.

Reklama

– Dlatego było dla mnie dziwne, że traktuje mnie przyjacielsko, a później jest agresywny – mówiła I.G.

W 2015 r. oskarżony został p.o. dyrektora MOPS w Bieruniu i wtedy rekomendował I.G. na zwolnione przez siebie stanowisko kierownika, a rok później I.G. wygrała konkurs na to stanowisko. W odczuciu zeznającej dyrektor darzył ją na początku zaufaniem, a potem to się zmieniło – co było dla niej zaskakujące, bo uważa, że dobrze wypełniała swoje obowiązki (inni też tak mówili), nie mając przy tym wsparcia dyrektora.

I.G. skończyła studia podyplomowe w zakresie ochrony danych osobowych, ale nie chciała objąć zaproponowanego jej przez dyrektora stanowiska inspektora ochrony danych osobowych w MOPS Bieruń (mimo dobrego wynagrodzenia). Prawniczka oskarżonego pytała dlaczego? Usłyszała odpowiedź I.G., że to była wymuszona na niej decyzja, w kontekście której, jak odczuwała, były zabiegi dyrektora, aby stanowisko kierownicze, które zajmowała, powierzyć osobie, która zaczęła często przebywać w gabinecie szefa MOPS. Takimi zamiarami dyrektora poszkodowana tłumaczy też negatywne opinie, które nagle zaczęły być wypowiadane pod jej adresem. Zresztą, gdy została już inspektorem ochrony danych osobowych, nieraz słyszała od dyrektora, że może utracić to  stanowisko na rzecz podmiotu zewnętrznego.

Podczas rozprawy sądowej, która odbyła się 12 lipca br., I.G. skomentowała wcześniejsze oświadczenie dyrektora, w którym sugerował on, że cała ta sprawa wynika z zawiedzionej miłości I.G. do niego. Poszkodowana stwierdziła wówczas, że rzecz taka nie mogła mieć miejsca, bo byłaby dla niej ośmieszająca chociażby z tego powodu, że uważa oskarżonego za homoseksualistę. Do tych słów odniosła się 31 sierpnia adwokat oskarżonego. Zapytała w tym kontekście, czy I.G. ma zapędy homofobiczne i czy jest uprzedzona do mniejszości seksualnych. Adwokat dociekała dlaczego obdarzenie uczuciem homoseksualisty miałoby być ośmieszające. Usłyszała w odpowiedzi, że I.G. jest osobą racjonalną, a takie lokowanie uczuć świadczyłoby o jej desperacji, tym bardziej, że w przestrzeni publicznej funkcjonowała informacja o orientacji seksualnej przypisywanej przełożonemu. Zeznająca kobieta dodała też, że w kręgu jej znajomych jest lesbijka (pracuje w Niemczech jako policjantka), dlatego podejrzenia o homofobię są niesłuszne.

Poszkodowana przyznała, że oskarżony sugerował, że jest z nią w bliskich relacjach. Sprzyjał temu fakt, że w ramach podtrzymywania kontaktów z osobami pracującymi w MOPS dwa spotkania odbyły się w mieszkaniu I.G. Był na nich i dyrektor, a później cały czas o tym opowiadał. Było to, jak można było usłyszeć, z jego strony kreowanie rzeczywistości. Ale pracownicy starali się nie organizować spotkań, aby nie zapraszać dyrektora, bo gdyby spotkanie takie się odbyło bez zaproszenia szefa MOPS, to organizator musiałby liczyć się z późniejszymi pretensjami.

I.G. przyznała, że była w charakterze osoby towarzyszącej dyrektorowi na balu charytatywnym i nie wspomina tego dobrze. Poszła na ten bal jako kierownik w MOPS, której podlegały świetlice, bo impreza była zorganizowana, aby pomóc świetlicom MOPS; uczestniczyli w niej m.in. pracownicy świetlic, burmistrz. Inną wspólną imprezą był wyjazd do miasta partnerskiego Bierunia, czyli do Morawskiego Bierunia. I.G. wyjaśniała, że miała prawo tam pojechać, jako bierunianka, większe niż dyrektor, który mieszka w Tychach. W wyjeździe tym wzięło udział wiele osób, w tym burmistrz Bierunia. W Morawskim Bieruniu wszyscy dobrze się bawili. W pewnym momencie dyrektor MOPS polecił swoim pracownikom, by wrócili do ośrodka noclegowego o godz. 22.00. Jedna z pracownic nie posłuchała go i bawiła się dalej m.in. z burmistrzem i innymi bierunianami, o co dyrektor miał do niej później pretensję.

Za sprawą pytań pani adwokat, I.G. jeszcze raz, tym razem bardziej szczegółowo, opowiedziała o tym, jak dyrektor „wpadł w furię” w aneksie kuchennym MOPS.

– Widziałam, jak dyrektor wyciągnął dzbanek z ekspresu i rozlewał kawę po blacie – mówiła I.G.

Przyczyną takiego zachowania miały być kropki kawy na blacie i suszące się szklanki (użyte wcześniej przez osoby z grupy wsparcia). Następnego dnia dyrektor zwołał zebranie, na którym tłumaczył swoje dziwne zachowanie reakcją na rzekomy bałagan w aneksie, informując, że nie życzy sobie takiego bałaganu.

Obrona starała się podważyć wcześniejsze zeznania I.G. dotyczące choroby zapalenia skóry. Poszkodowana łączyła tę chorobę (na którą zapadła) ze stresem w pracy. Adwokat podkreślała, że choroba ta ma głównie podłoże genetyczne, ale I.G. odparła, że wiąże się również ze zmniejszoną odpornością organizmu (np. na skutek stresu) – na co ma dokumenty lekarskie. Skoro już mowa była o chorobach, to I.G. powtórzyła, że oskarżony wyśmiewał ją, twierdził że zachorowała na grzybicę i ostrzegał pracowników, by się do I.G. nie zbliżali. Poszkodowana zeznała, że dyrektor wyśmiewał się z choroby jeszcze jednej kobiety pracującej w MOPS Bieruń i była świadkiem, jak mówił o jeszcze jednej pracownicy, że „puściła się z połową komendy”, a pracownicy socjalni „są leniami”. Dlatego zeznająca nie dziwiła się, że dużo pracowników, nie mogąc znieść takiej atmosfery, zwolniło się z pracy.

Oskarżony z panią adwokat dopytywali też, czy policjantka, która przesłuchiwała osoby w sprawie rozpatrywanej obecnie przez sąd, nie jest znajomą I.G. Usłyszeli, że I.G. nie utrzymywała żadnych kontaktów z tą policjantką.

ZB

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj