Walka o marzenia. Karolina Naja o macierzyństwie i powrocie do wielkiego sportu

0
Karolina Naja z synkiem w 2018 r.; fot. Patrycja Langner
Reklama

O macierzyństwie i powrocie do zawodowego sportu rozmawiamy z Karoliną Nają, kajakarką pochodzącą z Tychów, multimedalistką olimpijską oraz mistrzostw Europy i świata.

Rozmawia: Wioleta PIRÓG, wywiad ukazał się w papierowym wydaniu dwutygodnika „Nowe Info” nr 17 z 21.08.2018 r. 

Nowe Info: – Niecały rok temu zostałaś mamą. Jak się odnalazłaś w nowej roli?

Karolina Naja: – Rola mamy jest dla mnie nowym wyzwaniem życiowym. Nigdy nie zastanawiałam się, jak to jest. Po prostu wiedziałam, że przyjdzie czas i na mnie, i będę musiała sobie poradzić. Zresztą w dzisiejszych czasach myślę, że to nic skompilowanego. W sklepach jest wszystkiego pod dostatkiem, a Internet pęka w szwach od blogów spełniających się mam, służących dobrą radą i doświadczeniem. Myślę więc, że jakoś sobie radzę. Dość szybko zauważyłam, że przy dobrej organizacji i większym zaangażowaniu mogę spróbować wrócić do sportu wyczynowego.

– Czy trudno było ci zrezygnować z treningów?

– Przerwa w treningach to dla mnie nic strasznego. Jako sportowiec czułam, że już zrealizowałam pewien plan z dwoma medalami igrzysk olimpijskich i resztą medali mistrzostw świata i Europy… Po 15 latach treningu, w tym 9 latach kadry olimpijskiej czułam, że potrzebuję tej przerwy. Nawet jeśli nie zdecyduję się na powrót do sportu.

– Ale zdecydowałaś się na powrót. Kiedy to nastąpiło?

– Chwilę przed porodem przeszło mi to przez myśl, ale ciągle odkładałam tę decyzję na później. Około 1,5 miesiąca po porodzie zdecydowałam, że spróbować nie zaszkodzi… Gdy otrzymałam od lekarza zaświadczenie o zdolności do uprawiania sportu, zaczęłam rozmawiać z trenerami, Polskim Związkiem Kajakowym i oczywiście z rodziną – czy będzie kto miał mi pomóc (pod moją nieobecność) przypilnować maluszka. Powstał pewien plan… była odpowiednia motywacja. Później już wszystko samo zaczęło się układać.

Reklama

– Jak oceniasz swoją kondycję?

– Właśnie parę dni temu odbyły się krajowe eliminacje, podczas których zdobyłam w konkurencji k1 500 m srebrny medal oraz czwartą pozycję w konkurencji k1 200 m. Te wyniki są jak najbardziej zadowalające. Czas uzyskany na dystansie 500 m jest także bardzo dobry. Ze spokojem kwalifikuje się do polskiej kadry kobiet, z którą będę trenować przed mistrzostwami świata.

– Jak dużo poświęcasz czasu na powrót do formy?

– Tak naprawdę od marca weszłam w normalny system treningowy, czyli 2 razy dziennie. Zazwyczaj są to 3 jednostki treningowe, np. 2 razy zejście pływanie kajakiem plus trening siły – akurat tak wygląda poniedziałek. Natomiast wtorek to również 2 razy woda, tylko zamiast siłowni mamy dodatkowy trening biegowy. Natomiast w czwartki trenujemy raz dziennie, czyli woda plus bieg. Popołudnie jest wolne. Również wolne mamy w niedzielne popołudnie i w dzień święty trenujemy tylko raz na wodzie. Kajaki są bardzo wymagającą dyscypliną. Trzeba być wszechstronnie sprawnym. Dlatego często w zimie, zamiast wody, wyrabiamy wytrzymałość na nartach biegowych, a także pływamy w basenie, biegamy po górach, gramy w gry zespołowe itp. Bardzo dużo czasu poświęcamy na trening siły.

– Jak udaje ci się to pogodzić z macierzyństwem?

– Mam dużą pomoc ze strony dziadków i oczywiście mojego partnera.

– Jak on zareagował na twój powrót do wyczynowego sportu?

– Mój partner również był olimpijczykiem z Aten 2004 r., więc dobrze wie, czym jest walka o marzenia. Nawet sam mnie namawiał, żebym wróciła do sportu i powalczyła o kolejny wyjazd na Igrzyska Olimpijskie w Tokio w 2020 r.

– Widziałam na zdjęciach, że syn towarzyszy ci na treningach. A jak było z tobą? Jak zaczęła się twoja miłość do kajakarstwa?

– Syn Miecio kibicuje z brzegu, a czasami wybiera się z nami na siłownię i raczkuje zadowolony, że jest w nowym miejscu, gdzie są nowe, inne „zabawki”. Kajaki poważnie pokochałam, gdy przyszły pierwsze poważne sukcesy. Zrozumiałam, że praca, jaką się wkłada w coś, w co się wierzy, przynosi takie efekty. Wcześniej sport traktowałam jak przygodę, hobby. Nie sądziłam, że taki kawalątek życia mi zabiorą. A na przystań kajakową trafiłam z grupką koleżanek. Kajakarstwo było wtedy dla mnie formą spędzania wolnego czasu.

– I co było potem?

– Później jako 16-latka wyjechałam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Wałczu. Wtedy w okresie juniorskim zdobyłam pierwsze medale na zawodach międzynarodowych. Po zdaniu matury wybrałam się na studia do Gorzowa Wielkopolskiego na AWF. W wieku 18 lat weszłam do kadry seniorskiej i jestem w niej do dziś.

– Czy miałaś w swojej karierze sportowej chwile zwątpienia?

– Tak. Miałam chwile zwątpienia, ale częściej mi się zdarzały jako młodej zawodniczce. Teraz wiem, że musi być ciężko, aby ostatecznie, na zawiasach, było lżej. Taka specyfika naszych kajaków. Prawie cały rok pracujesz na wciąż przemęczonym organizmie i tylko w ostatnich 2 tygodniach przed główną imprezą robi się lżej na ciele.

– Teraz przygotowujesz się do mistrzostw świata. Jakie jeszcze masz plany i marzenia?

– Od 23 sierpnia rozpoczynamy mistrzostwa świata w Portugalii. Jest to najważniejsza impreza sportowa w tym roku. Wystartuję w konkurencji K4 500 m razem z Anną Puławską, Heleną Wiśniewską i Kasią Kołodziejczyk. Przypływając w kraju na drugiej pozycji uważam, że tegoroczny cel już osiągnęłam. Zależało mi, żeby wrócić do wysokiego poziomu i móc godnie reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej. Teraz tworzymy nową osadę. Z niecierpliwością czekamy, aby móc sprawdzić nasz poziom na tle innych państw. Ogólnie bardzo pozytywnie patrzę w przyszłość. Nie sądziłam, że tak szybko pozbieram się po urodzeniu syna.

Wywiad ukazał się w papierowym wydaniu dwutygodnika „Nowe Info” nr 17 z 21.08.2018 r. 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj