Felieton kulinarny. Weganie nadchodzą!

0
Fot. pl.freepik.com
Reklama

Kiedy przeczytałem, że szef cechu rzeźników francuskich zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych o zwiększoną ochronę przed atakami wegan, pomyślałem, że historia budowania nowego, ponowoczesnego człowieka weszła w decydujący moment.

Żeby o tym podumać na poważnie, wsiadłem do samochodu i pojechałem do mojego ulubionego baru „Pod Kasztanami” na golonko. Zamówiłem gotowane z podwójną porcją musztardy i chrzanu, do tego surówkę z białej kapusty. Gdyby nie auto, pewnie byłaby jeszcze butelka węgierskiego wina, a tak na pobudzenie myślenia pojawiło się podwójne, czarne espresso.

Na północy Francji doszło ostatnio do kilku ataków na sklepy z mięsem, oprócz wyzwisk napastnicy oblewali czerwoną farbą wnętrza tych sklepów. Czy to jakaś uwertura przed ostatecznym pogromem? Czy doczekamy jakiejś nowej nocy św. Bartłomieja? Tego, że weganizm [ścisła forma wegetarianizmu, czyli sposób odżywiania się polegający na wyłączeniu z diety nie tylko mięsa zwierząt, ale i produktów pochodzenia zwierzęcego] to często bardziej światopogląd i jakiś rodzaj religii. Nie ukrywają nawet sami jego wyznawcy. Dlaczego nie mieliby urządzić jakiegoś nowego „krwawego wesela paryskiego” swoim wrogom?

Niektórzy przewidywali, że za jakiś czas będziemy przyjmować uchodźców chroniących się przed muzułmańskimi republikami ze stolicami w Paryżu lub Brukseli, ale czy ktokolwiek przypuszczał, że najpierw dotrą do nas prześladowani mięsożercy?

W jaki sposób odróżnimy prześladowanego mięsożercę od zwykłego imigranta? Będziemy go częstować na granicy szynką wieprzową? A co jak weganie dostaną dyspensę od swoich biskupów na ten jeden raz? Znacznie lepszy na granicy byłby salceson w naturalnym flaku, a potem jeszcze galaretka z nóżek niedokładnie oczyszczonych ze szczeciny. To mogłoby zadziałać. Każda wiara ma swoje granice.

Reklama

Po zjedzeniu golonki rozluźniłem się całkowicie, błogie ciepło rozlało się po całym ciele. Po co ci te czarne myśli? Nie będzie źle, jakoś sobie z tym poradzimy. Z dziada pradziada żyjemy w jakiejś wersji państwa podziemnego, to z weganami też damy radę. Poza tym robiłeś już bigos z tofu, i co? Nie smakowało, ale dało się zjeść. Przeżyłeś.

Z tymi optymistycznymi myślami dojechałem do domu, gdzie mnie przywitał mój pies. Spojrzałem w jego naiwne oczy i żal mnie ścisnął na samą myśl, że on też będzie musiał jeść tofu. A na dodatek zabronią mu gonić koty.

Alamira, bloger Salonu24

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj