Wyburzą budynki ZEG-u

0
Budynki ZEG-u będą wyburzone
Reklama

Dwa budynki byłego Zakładu Elektroniki Górniczej mniej więcej za miesiąc znikną z krajobrazu Tychów. Na jednym z nich wisi baner firmy wyburzeniowej. Decyzję o rozbiórce, na wniosek prywatnego właściciela, po cichu wydał Urząd Miasta w Tychach. Dlatego zaskoczeni takim obrotem sprawy są znani tyscy architekci. Według nich wieżowce ZEG-u to doskonale zachowane przykłady modernizmu przemysłowego. Tymczasem w ich miejsce ma powstać sklep z parkingiem.

Jak informuje nas Ewa Grudniok, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Tychy, pozwolenie na rozbiórkę dwóch 12-kondygnacyjnych budynków pod koniec 2014 r. wydał prezydent Tychów zgodnie z Prawem budowlanym. Jak słyszymy od rzecznik UM, wnioskodawca – w tym przypadku prywatny inwestor – nie ma obowiązku uzasadniania powodów wyburzenia. Z kolei gmina nie musi przeprowadzać konsultacji decyzji administracyjnej z architektami. Uzgadniano jednak z Marią Bachniak, miejskim konserwatorem zabytków, przeniesienie mozaiki przedstawiającej układy scalone, autorstwa Franciszka Wyleżucha (znajdującej przy wejście do budynku przy ul. bp. Burschego 3), wpisanej przez do rejestru zabytków ruchomych województwa śląskiego. Ma ona znaleźć się w rejonie Zespołu Szkół nr 5 („Budowlanka”).

Jak poinformował nas przedstawiciel firmy rozbiórkowej budynki ZEG-u mają być wyburzane za około miesiąc.

Co powstanie w miejsce wyburzonych budynków ZEG-u? Jak informuje nas Ewa Grudniok, 2 lutego 2015 r. Urząd Miasta wydał decyzję ustalającą warunki zabudowy dla planowanej tam inwestycji. Wnioskowano o warunki dla budowy obiektu handlowo-usługowego wraz z infrastrukturą techniczną i miejscami parkingowymi.

O planach wyburzenia nie wiedziała Ewa Dziekońska, architekt, wdowa po Marku Dziekońskim, który zaprojektował budynki ZEG-u. – Odchorowałam to osobiście. To przecież przykład modernistycznej architektury przemysłowej. Smutne jest to, że za zabytek uznano mozaikę przy wejściu, a sam budynek już nie. Rozbiórka ZEG-u spowoduje też, że miasto straci charakterystyczny punkt orientacyjny i wyznacznik w przestrzeni, widoczny od strony Mikołowa i centrum Tychów. Budynki te stanowią łącznik między starymi Tychami i nowym miastem – mówi Ewa Dziekońska dodając, iż w tej sprawie działano bez dobrych doradców. – Koszty wyburzenia będą spore, bo to solidna konstrukcja betonowa.

Reklama

Na łamach „Dziennika Zachodniego” krytycznie o wyburzeniu obiektów mówili inni znani architekci: Stanisław Niemczyk i Robert Skitek. Kiedy na jednym z wieżowców pojawił się transparent firmy rozbiórkowej, otrzymaliśmy od czytelników sygnały o historycznym znaczeniu ZEG-u. Przypomnijmy ją w skrócie.

Zaczęło się od „Karlika” i kryształów

Protoplastą ZEG-u była Spółdzielnia Pracy „Radiotechnik” w Katowicach. Zajmowała się ona naprawą radioodbiorników poniemieckich, ale wkrótce zaczęła produkować własny odbiornik „Karlik”. W 1952 r. spółdzielnia zmieniła nazwę na „Piezoelektornika”. Wzięła się ona od kryształów piezoelektrycznych, których metodę uzyskiwania i obróbki opracował inżynier Paweł Kaniut, późniejszy współtwórca ZEG-u. Doświadczenia rozpoczął w… wannie swojego mieszkania. Piezokryształy były wykorzystywane m.in. do produkcji mikrofonów, wkładek gramofonowych, radiotelefonów, aparatury kontrolno-pomiarowej, przetworników czy wzmacniaczy. Spółdzielnia „Piezoelektronika” produkowała te rzeczy w Tychach, gdzie przeniosła się w 1955 r. Jej siedziba mieściła się w budynku przy ul. Budowlanych, w którym dziś rezyduje sanepid. Spółdzielnia rozpoczęła w Tychach także produkcję podziemnych urządzeń łączności i automatyki transportu dla górnictwa. Tyska spółdzielnia, a później ZEG była jedynym producentem kryształów piezoelektrycznych w kraju.

– Pracę w „Piezoelektornice” rozpocząłem w 1957 r. – mówi tyszanin Jerzy Szot. – Miałem przyjemność współpracować z inż. Kaniutem, kierownikiem technicznym spółdzielni. Wszyscy przyjmowani inżynierowie przechodzili przez jego ręce. To byli wybitni fachowcy. Pamiętam absolwenta Wojskowej Akademii Technicznej Edwarda Wiatra czy inż. Witolda Wichurę, zapalonego krótkofalowca. Inżynier Kaniut żył pracą. Jak wpadł na jakiś pomysł nie było na niego mocnych. Kiedyś na koniec dniówki kazał mi przynieść arkusz w formacie A1. Na drugi dzień rano przyniósł rozrysowany na nim schemat montażowy urządzenia. Pracował całą noc. Już wtedy mieliśmy do dyspozycji duńską aparaturę pomiarową i różnojęzyczną literaturę techniczną – wspomina Jerzy Szot, który w ZEG-u pracował do 1977 r.

Ślub z górnictwem

Spółdzielnia „Piezoelektornika”, którą kierował Roman Oczko, zaczęła dostrzegać szansę rozwoju we współpracy z branżą górniczą, m.in. Zakładami Konstrukcyjno-Mechnicznymi Przemysłu Węglowego w Gliwicach. To dyrektor Oczko wraz z inż. Kaniutem zainicjowali utworzenie 1 kwietnia 1964 r. Zakładu Elektroniki Górniczej. Oczo został dyrektorem naczelnym, a Kaniut naczelnym inżynierem ZEG-u. Koncepcja działania była unikatowa na skalę europejską. W zakładzie bowiem jednocześnie prowadzono badania naukowe, wdrażano projekty i je realizowano.

Już dwa lata później, w 1966 r. rozpoczęła się budowa nowej siedziby ZEG-u. Zaprojektował ją Marek Dziekoński z tyskiego „Miastoprojektu”. Jest on współautorem rotundy Panoramy Racławickiej we Wrocławiu. W Tychach spod jego ręki wyszło lodowisko, klub górniczy NOT-u czy zespół bankowy przy al. Niepodległości (obok szkoły muzycznej). Akt erekcyjny wmurowano w obecności m.in. Edwarda Gierka, wówczas I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR oraz ministra górnictwa Jana Mitręgi.

Wznoszenie 12-kondygnacyjnego gmachu przy ul. Świerczewskiego 3 (dziś bp. Burschego) trwało tylko 22 miesiące. Oddano go do użytku 29 maja 1969 r. W 1975 r. zakończyła się rozbudowa ZEG-u – m.in. powstały dwa kolejne 12-piętrowe budynki i dwupoziomowa hala konstrukcyjno-mechaniczna. W połowie lat 70. zakład zatrudniał ponad 1,5 tys. ludzi.

W świat i ze świata

ZEG był w Polsce prekursorem produkcji obwodów drukowanych, co prowadziło do stosowanie układów scalonych i miniaturyzację produkcji. Zakład specjalizował się w elektronicznych przekaźnikach, urządzeniach pomiarowych oraz górniczej automatyce zabezpieczeniowej, sterowniczej, transportowej i łącznościowej. Kupowano te urządzenia w wielu krajach, od Argentyny poprzez Egipt, Irak po Związek Radziecki i Chiny.

To były również czasy, kiedy do ZEG-u przyjeżdżały delegacje naukowe i polityczne. Przeglądamy archiwum fotograficzne Jerzego Szota… Władze partyjne Tychów z Stanisławem Gurgulem i województwa z I sekretarzem Edwardem Gierkiem; delegacja radziecka, z NRD, wizyta francuskich parlamentarzystów i ambasadora Kuby.

Wyrzuceni za „Solidarność”

ZEG odegrał również rolę w czasach narodzin „Solidarności” i stanu wojennego. Tutejsza komisja zakładowa należała – oprócz tych na kopalni „Piast”, „Ziemowit” i w FSM – do najprężniej działających w Tychach. ZEG zatrudniał wówczas blisko 2 tys. osób. Tamte chwile dobrze pamięta Kazimiera Głogowska-Gosz: – Sylwester 1981 r. był dniem roboczym. Ok. godz. 13.00 zaczęto pojedynczo wzywać do kadr niektórych członków Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność. Każda wezwana osoba wracała, trzymając w ręku wypowiedzenie po pretekstem militaryzacji zakładu i z zakazem wstępu na teren zakładu od 1 stycznia 1982 r. Takie wypowiedzenie umowy o pracę stanowiło wilczy bilet. Nikt ze zwolnionych nie mógł być zatrudniony ponownie nie tylko w resorcie górnictwa, ale w żadnym innym miejscu pracy. Losy zwolnionych działaczy były różne. Mieli problemy z znalezieniem pracy, część została internowana. Niektórzy wyjechali poza granice kraju.

Schyłek i zmierzch

ZEG radził sobie doskonale jeszcze w latach 80. Rósł eksport produkcji, szczególnie do Chin. W 1985 r. prasa pisała nawet o mikrokomputerze „Mister Z-80”, który pozwalał na przetwarzanie danych pomiarowych i sterowanie urządzeniami przemysłowymi.

W latach 90. Nie było już tak różowo. ZEG przekształcił się w spółkę akcyjną, a potem grupę kapitałową z szeregiem spółek powstałych na bazie niektórych rodzajów dotychczasowej działalności. W latach 90. sztandarowym produktem była kasa fiskalna. W 2008 r. ZEG SA został przejęty przez Grupę Kopex. Jeszcze w 2011 r. mówiło się o modernizacji budynku przy ul. Burschego, w którym miały mieścić się firmy górnicze, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Obiekty wraz z gruntami sprzedano prywatnemu inwestorowi.

– Szkoda. Ogarnia mnie i tych, z którymi rozmawiam ogromny żal. Gdyby żył inż. Paweł Kaniut, nie pozwoliłby na tę rozbiórkę. Zakład by kwitł – uważa Jerzy Szot.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj