Brudny palec kłamstwa Rosjan

0
Maciej Lasek prezentuje ustalenia komisji Millera, Tychy 29.01.2020 r.; fot. AA
Reklama

Dzisiaj (29 stycznia) w Pasażu Kultury Andromeda w Tychach dr inż. Maciej Lasek, były zastępca przewodniczącego komisji badającej katastrofę prezydenckiego samolotu Tu-154 M w Smoleńsku, mówił o przyczynach tej katastrofy, która wydarzyła się 10 kwietnia 2010 r. Powtórzył, że nie było wybuchu na pokładzie samolotu, a maszyna rozbiła się, zahaczając wcześniej skrzydłem o brzozę. Wspomniał też, że komisja w której pracował przyłapała Rosjan na kłamstwie.

Maciej Lasek jest obecnie posłem Koalicji Obywatelskiej, zaproszony został do Tychów przez innego posła KO – Michała Gramatykę, który otwierał 29 stycznia przy ul. Bibliotecznej 12 w Tychach swoje biuro poselskie.

Konferencja Macieja Laska miała tytuł ” Katastrofa smoleńska. Fakty”. Już na początku prelegent stwierdził, że katastrofa smoleńska (w której zginął m.in. prezydent RP Lech Kaczyński) podzieliła Polaków w sferze politycznej, dlatego chce on przedstawić merytoryczne argumenty, które nie budzą zastrzeżeń. Prezentując się słuchaczom (sala projekcyjna pasażu była pełna, zebrało się tu ok. stu osób), poinformował m.in., że od dawna zajmuje się lotnictwem, jest pracownikiem naukowym w tej dziedzinie, pilotem doświadczalnym, biegłym sądowym, byłym przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Dr Lasek stwierdził na wstępie, że komisja bada wypadki lotnicze pod kątem znalezienia przyczyny katastrofy, a nie wskazania winnego – bo od tego jest prokuratura.

– Prokuratura prowadzi śledztwo i ja jestem dobrej myśli – mówił w Tychach M. Lasek. – Nie możemy ich naciskać.

Reklama

Zasadnicze ustalenia dotyczące katastrofy smoleńskiej podane w Tychach przez Macieja Laska są następujące:

Celem badania przeprowadzonego przez komisję, której przewodniczącym był Jerzy Miller (stąd nazwa komisja Millera) było ustalenie okoliczności i przyczyn wypadku, sformułowanie propozycji zaleceń profilaktycznych, nieorzekanie o winie i odpowiedzialności. Raport, protokół i załączniki zostały opublikowane do 15 listopada 2015 r. na stronach: www.komisja.smolensk.gov.pl oraz faktysmolensk.gov.pl, a od 15 listopada są na: faktysmolensk.pl i faktysmolensk.niezniknelo.com.

Jak było z rozdzieleniem wizyt premiera i prezydenta RP w Katyniu? Polacy przedstawili Rosjanom dwie koncepcje: premier z prezydentem wspólnie składają wizytę w Katyniu lub organizowane są dwie uroczystości: 7 kwietnia 2010 r. jedzie do Katynia premier Donald Tusk, a 10 kwietnia prezydent RP Lech Kaczyński. Rosjanie stwierdzili, że wariant osobnych wizyt byłby bardziej korzystny (tłumaczyli, że 7 kwietnia nie będzie prezydenta Rosji, a jedynie premier Putin, a więc prezydent RP nie miałby równego mu rangą przedstawiciela Rosji). W takich warunkach doszło do rozdzielenia wizyt.

Za organizacje lotu odpowiadał 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego (36 splt). Jego zadaniem było m.in. przygotowanie samolotu i wyznaczenie załogi. Dr Lasek podkreślał, że w momencie startu do Smoleńska tylko jeden z czterech członków załogi miał ważne uprawnienia, dowódca samolotu ostatni raz podejście do lądowania, według takiego systemu jaki był w Smoleńsku, wykonał pięć lat wcześniej na samolocie Jak-40 (a wymagane jest robienie podejść co cztery miesiące i to na typie samolotu, na którym się lata). W sumie wytknięto następujące błędy w organizacji lotu: wyznaczona załoga nie miała ważnych uprawnień do wykonywania lotów samolotem Tu-154M, szkolenie pilotów prowadzono w pośpiechu i niezgodnie z programem, piloci nie wykonywali lotów treningowych, uprawnienia do lotów w trudnych warunkach atmosferycznych przedłużano niezgodnie z przepisami, kontrole techniki pilotowania i nawigowania przeprowadzono niezgodnie z regulaminem lotów, decyzją polskich władz od 2007 r. załogi nie mogły trenować na symulatorze lotów, który znajdował się w Rosji, nie wprowadzono zaleceń profilaktycznych po katastrofie samolotu CASA z 2008 r.

Jak można było usłyszeć, od 2009 r. w 36 splt przeprowadzono trzy kontrole, które nie wykryły błędów w organizacji szkolenia lotniczego, nieskuteczny był nadzór nad działalnością pułku.

Przygotowanie lotniska było obowiązkiem Rosjan, którzy twierdzili, że  od 5 kwietnia jest ono gotowe do przejęcia rejsów samolotów specjalnych, ale lotnisko w Smoleńsku było prymitywne i nie wyposażono go w pomoc nawigacyjną umożliwiającą precyzyjne lądowanie. Do tego 10 kwietnia panowała mgła, która ograniczała widoczność nawet do 200 metrów. Dystans ten samolot Tu-154M pokonywał w niecałe 3 sekundy. Do tego wszystkiego pilot samolotu był błędnie informowany o swoim położeniu przez rosyjską kontrolę lotu.

– Złapaliśmy kontrolerów rosyjskich za „brudny palec” – mówił dr Lasek. – Powiedzieliśmy im: „Kłamiecie, wybielacie kontrolerów”.

Polski samolot znajdował się znacznie niżej niż powinien, ignorowane były przy tym, jak twierdził Maciej Lasek, automatyczne komunikaty informujące o zbliżaniu się do powierzchni ziemi, a także alarmowy komunikat „pull lap” – a po usłyszeniu takiego komunikatu, jak wyjaśniał prelegent, pilot powinien, na zasadzie odruchu, poderwać maszynę z pełną mocą w górę.

Sekwencja ostatnich chwil lotu według Macieja Laska była następująca: lecący z dużą prędkością Tu-154M  zawadził skrzydłem o brzozę, tracąc część skrzydła, wszedł w korkociąg, odwracając się podwoziem do góry i runął na ziemię.

Na potwierdzenie ustalenia, że brzoza mogła uciąć skrzydło, dr Lasek przedstawił amerykańskie filmy z 1964 roku przeprowadzające podobne doświadczenie z samolotami DC-7 i Constellation (samoloty wjeżdżały w słupy telegraficzne, które ucinały im skrzydła). Brzoza w Smoleńsku miała, jak można było usłyszeć w miejscu cięcia skrzydła średnicę 46 cm. Prelegent pokazywał zdjęcia m.in. z elementami samolotu wbitymi w drzewo i skrzydłem z zaznaczeniem fragmentu, który wyciąć miała brzoza.

Polemizując z argumentami podnoszonymi przez podkomisję smoleńską Antoniego Macierewicza (twierdzącą, że na pokładzie Tu- 154M doszło do wybuchu) Maciej Lasek twierdził, że duża liczba szczątków samolotu (20-30 tys.) to cecha charakterystyczna dla tego typu katastrof (a nie wybuchu), nie stwierdzono na elementach samolotu śladów materiałów wybuchowych. Pokazywał zdjęcie (skrzydła), które określił jako zmanipulowane, bo będące fotomontażem, a prezentowane – jak usłyszeli słuchacze – w TV Trwam.

Frank Taylor, międzynarodowy ekspert z dziedziny badania wypadków lotniczych, dyrektora Centrum Bezpieczeństwa Lotniczego Cranfield University (współpracował z Air Accidents Investigation Branch podczas badania katastrof lotniczych, m.in. zamachu na B747 w Lockerbie), analizując katastrofę smoleńską powiedział swego czasu, że nie ma najmniejszych wątpliwości, iż na pokładzie prezydenckiego Tu-154M nastąpiła eksplozja. Maciej Lasek podczas tyskiej prelekcji poddał w wątpliwość fachowość tego międzynarodowego eksperta, stwierdzając, że nie był w Smoleńsku i nie byłby to pierwszy przypadek gdy F. Taylor się myli.

– Dostęp do miejsca wypadku, wraku oraz czarnych skrzynek mieli: członkowie komisji Millera, prokuratorzy wojskowi, archeolodzy, członkowie zaspłów biegłych prokuratury wojskowej i pirotechnicy CLK – informował w Tychach Maciej Lasek. – Ustalenia tych zespołów są zbieżne. Po 48 miesiącach pracy i 10 latach od katastrofy nikt z członków podkomisji min. Macierewicza nie był na miejscu katastrofy, ani nie miał dostępu do wraku i czarnych skrzynek – zapewniał M. Lasek.

ZB

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj