Kiszenie pieniędzy w Tychach

0
Andrzej Dziuba, prezydent Tychów, na sesji absolutoryjnej 25.05.2017 r.; fot. ZB
Reklama

Kiszenie pieniędzy w Tychach. Tematy ekonomiczne są dla większości z nas nudne. Ale duża rozbieżność między planem a wykonaniem ubiegłorocznego budżetu, którą osiągnął prezydent Tychów, powinna wzbudzić ciekawość. W zakamarkach kasy miasta pod koniec roku nagle została co dziesiąta złotówka przeznaczona pierwotnie do wydania na zaspokojenie ważnych potrzeb tyszan. Tak zakiszone pieniądze, szczególnie w kontekście niskich ubiegłorocznych inwestycji, to kompromitacja. Najogólniej mówiąc, gdyby tymi pieniędzmi zasilono ubiegłoroczne inwestycje, to wzrosłyby one aż o 100 proc. Ale nie zasilono.

Troska władz miasta o mieszkańców była w ubiegłym roku tak duża, że wydatki (w założeniach) przewyższały dochody o 11,9 mln zł. W takiej sytuacji (ujemnego bilansu) mówimy o deficycie. Dla Tychów, gminy (jak pokazują wskaźniki) o zdrowych finansach, nie jest on żadnym zagrożeniem. Świadczy raczej, najogólniej mówiąc, o dużej skali potrzeb mieszkańców i przynajmniej teoretycznej chęci jak najszybszego ich zaspokojenia.

Problem priorytetów przy wydawaniu pieniędzy znany jest w każdej rodzinie. Rodzice zazwyczaj nie kupują sobie i dzieciom rokokowej szafy, gdy brakuje w ich domu najprostszego stołu i krzeseł. Tychy mają np. nowoczesne obiekty sportowe, które pochłonęły setki milionów złotych, za kolejne miliony złotych powstaje park wodny, ale w dzielnicach peryferyjnych brakuje tak podstawowych osiągnięć cywilizacyjnych jak zwyczajne chodniki, a i te które są w ścisłym centrum miasta (np. przy al. Jana Pawła II) już od dawna wymagają wymiany. Dlatego dobrze jeśli dysponent budżetu miasta przynajmniej uświadamia sobie istnienie potrzeb innych niż rozrywka.

Swego czasu Andrzej Dziuba, prezydent Tychów, obwiniany był przez jednego z radnych opozycji o wzięcie przez gminę kredytu na realizację jakiejś inwestycji. Zarzut brzmiał: po co zapożyczać się w banku i spłacać później kredyt z odsetkami, skoro inwestycję tę można rozciągnąć w czasie i spłacić własnymi pieniędzmi, tj. bez odsetek. Prezydent w swojej odpowiedzi zawarł podstawowy sens przeprowadzania potrzebnych dla mieszkańców inwestycji. Chodzi mianowicie o to, by żywotne potrzeby zaspokoić jak najszybciej. Tutaj liczy się czas. Dlatego, przy stabilnych finansach, lepiej wziąć racjonalnie skalkulowany kredyt, zapłacić trochę więcej, ale umożliwić mieszkańcom korzystanie z inwestycji jak najszybciej. Bo właśnie od tego (dodajmy od siebie) są gminne finanse – opłaca się nimi również czas. Muszą być podporządkowane w pierwszej kolejności mieszkańcom.

Reklama

Przykład ten dobrze ilustruje, jak bardzo prezydent Andrzej Dziuba odszedł w ubiegłym roku od głoszonej niegdyś przez siebie idei służby finansów publicznych. W świetle jego dawnych słów, wykonanie budżetu 2016 r. jawi się bowiem jako totalny dryf. To bowiem co miało być mniejsze (dochody) – urosło i byłby to powód do chwały, gdyby nie fakt, że to co miało być większe (wydatki) – zmalało. Wyliczona matematycznie nadwyżka wyniosła 64,8 mln zł. Ale przecież faktyczna kwota, o którą prezydent Dziuba przestrzelił budżet była większa. Jeśli zakładało się deficyt w wysokości minus 11,9 mln zł a w zamian osiągnęło się nadwyżkę na poziomie plus 64,8 mln zł (tyle pieniędzy „zakiszono” w kasie) – to kwota, o którą pomylił się prezydent, sięga prawie 77 mln zł. Jako smutną ciekawostkę można podać fakt, że na wszystkie inwestycje w Tychach wydano w ubiegłym roku mniej pieniędzy niż zakiszono w kasie miasta na skutek bierności władz.

Aby jeszcze lepiej unaocznić tyszanom jak wielkiego zaniedbania dopuścił się prezydent nieumiejętnie gospodarując w ubiegłym roku pieniędzmi, wystarczy wspomnieć, że […] w ostatnich czterech latach na remonty, naprawy i konserwacje dróg (z oświetleniem) w sumie wydano znacznie mniej pieniędzy […] niż wyniosła jedna – ubiegłoroczna – nadwyżka budżetowa.

Prezydent Tychów chyba zdaje sobie sprawę z fatalnego wykonania budżetu. Na sesji Rady Miasta Tychy (25 maja) tłumaczył się z tego bardzo nieprzekonywująco, mówiąc m.in. że budżet zawsze musi zawierać rezerwę, nawet, jeśli nie zostanie ona wydana. Ale co to ma do rzeczy? Przecież planując deficyt w wysokości prawie 12 mln zł prezydent również taką rezerwę założył, czym udowodnił, że nie ma ona wpływy na wykonanie budżetu.

Jedną z zasadniczych przyczyn zakiszenia w kasie miasta prawie 65 mln zł jest niewydolny system organizowania przetargów. Prezydent Dziuba przyznał to samokrytycznie, mówiąc, że rozstrzygnięcie wielu przetargów ma miejsce w drugiej połowie roku, a więc brakuje czasu, by zagospodarować później zaoszczędzone pieniądze (oszczędności wynikają z faktu, że umowy z wykonawcami zawierane są na mniejsze kwoty niż te zarezerwowane pierwotnie w budżecie). Prezydent nie wie dlaczego tak się w praktyce dzieje, choć przecież o dacie rozstrzygnięcia przetargu decyduje przede wszystkim data jego ogłoszenia.

Ta bezradność jakoś mniej dziwi w obliczu innego wyznania prezydenta dotyczącego remontu dróg w mieście. Co prawda proprezydencka radna Barbara Konieczna oznajmiła w marcu br., że drogi w Tychach (choć jest jeszcze dużo do zrobienia) są w dobrym stanie, ale w kwestii jakości nawierzchni naprawdę nie wszyscy podzielają jej pogląd, nawet wówczas, gdy zaliczają się do zwolenników prezydenta Dziuby. Sam prezydent chyba nie jest zwolennikiem optymistycznej analizy popierającej go radnej, bo w sposób godny zauważenia tłumaczył się z nie najlepszego stanu dróg.

Otóż, zdaniem prezydenta, poprawa nawierzchni nie jest kwestią pieniędzy, bo te gmina ma, ale faktu, że Miejski Zarząd Ulic i Mostów i tak pracuje na pełnych obrotach. Dlatego w ciągu roku więcej dróg (stosując wszelkie nakazane prawem procedury), choćby nawet chciał, fizycznie nie jest w stanie naprawić. Stanowisko takie to typowy przejaw syndromu taczkarza. Na czym polega? Wyobraźmy sobie, że trzeba rozładować wagon węgla. Gdy ma się do dyspozycji tylko jedną taczkę, to faktycznie nieistotne ilu ludzi przy niej zatrudnimy i jak zorganizujemy pracę taczkarza – w niewielkim stopniu, jeśli w ogóle, wpłynie to na czas rozładunku. Ale nikt rozsądny nie będzie korzystał z jednej taczki przy dużej skali przedsięwzięcia. Pomyśli raczej o wynajęciu np. ciężarówek. Tymczasem prezydent Dziuba nie myśli o rozwinięciu mocy przerobowych służb miejskich, by rozszerzyć front remontów dróg, ale walczy na tym froncie za pomocą jednej taczki o ograniczonej pojemności w postaci obecnych struktur MZUiM.

A przecież wiadomo jak skutecznie zaspokoić popyt. Przykładem jest MOPS, który w obliczu rządowego programu „Rodzina 500+” skutecznie zwiększył moce przerobowe m.in. zatrudniając dodatkowych ludzi. Prezydent udowodnił jedno: pieniądze w Tychach to nie problem, bo jak pokazują ostatnie wydarzenia, same znajdują się w kasie miasta.

Cały artykuł w tygodniku „Nowe Info” nr 23 z 6 czerwca 2017 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj