Największy przegrany wyborów parlamentarnych

1
Maciej Gramatyka (z prawej) i Michał Gramatyka w sali sesyjnej Rady Miasta Tychy, fot. ZB
Reklama

Wiadomo, kto wygrał, a kto przegrał wybory parlamentarne. Zwycięzcy podziękowali wyborcom i zasiedli w Sejmie i Senacie. Pokonani również podziękowali i szukają teraz innych zajęć. A kto był w naszym regionie największym przegranym?

Wybory senackie są jednomandatowe, a to znaczy, że w danym okręgu może być tylko jeden zwycięzca. W okręgu nr 75 (obejmującym Tychy, powiat bieruńsko-lędziński, Mysłowice) Prawo i Sprawiedliwość postawiło na senatora poprzedniej kadencji – nietyszanina Czesława Ryszkę. Prowadził on, delikatnie mówiąc, mało skuteczną kampanię wyborczą. W jej najgorętszym okresie promował swoją książkę pt. „Kto z Bogiem, kto z diabłem”, wypowiadając publicznie słowa, które uraziły protestantów. Senator krytykował Lutra. W odpowiedzi bp Jerzy Samiec, zwierzchnik polskich luteranów, wyraził publicznie stanowczy sprzeciw wobec rozpowszechniania słów wrogości wobec reformacji oraz prosił o unikanie ideologii konfrontacji.

Gdy nadszedł czas demokratycznej próby, naprzeciw siebie stanęli Czesław Ryszka i kandydatka opozycji – Gabriela Morawska-Stanecka. Kluczowy był wynik w Tychach i Mysłowicach, czyli w największych miastach okręgu (gdzie istnieją parafie protestanckie). O tym, że wyborcy wyraźnie odróżniali głos oddany na PiS od głosu na Czesława Ryszkę świadczy fakt, że w wyborach sejmowych tak w Tychach, jak i Mysłowicach zwyciężył komitet Prawa i Sprawiedliwość, w odróżnieniu od jego senackiego kandydata.

W zaistniałych okolicznościach strategię walki zastosowaną przez konkurentkę Czesława Ryszki można (wzorując się na Jerzym Kosińskim) określić krótko: „Wystarczy być (opozycją)”. Przekonaliśmy się o tym osobiście. Tak się bowiem złożyło, że rozdając ulotki wyborcze w Tychach, Gabriela Morawska-Stanecka podeszła, nie wiedząc o tym, do pracownicy „Nowego Info”. Ta chciała wiedzieć konkretnie, jakie ugrupowanie reprezentuje jej rozmówczyni. Choć pytała wielokrotnie, nie uzyskała sensownej odpowiedzi, bo kandydatka powtarzała w kółko, że jest z opozycji. A przecież Gabriela Morawska-Stanecka była już wówczas we władzach ugrupowania Wiosna Roberta Biedronia. W tym kontekście nawet nie dziwi, że robiła co mogła, by nie dać się zidentyfikować na Górnym Śląsku jako ważna persona ugrupowania, które chce zamykać kopalnie i dąży do rewolucji obyczajowej. Konspiracja była tak głęboka, że obecna senatorka na swoich plakatach nie uznała nawet za stosowne poinformować wyborców, że reprezentuje lewicę. I to okazał się klucz do sukcesu! Trudno o lepszy dowód, że w wyborach senackich np. w Tychach, akt wyborczy sprowadził się do głosowania konkretnie przeciwko Czesławowi Ryszce. W takich okolicznościach, gdyby przeniesiony w czasie cesarz Kaligula, jako opozycja, wystawił w okręgu 75 swojego konia Incitatusa, powtórnie uczyniłby go senatorem, ale tym razem głosami ludu.

I tu dochodzimy do kwestii, kto był największym przegranym senackich wyborów w owym okręgu 75. Nie, nie Incitatus. Otóż był nim… Maciej Gramatyka – szef tyskiej Platformy Obywatelskiej i wiceprezydent Tychów. Czasami bowiem, jak w tym przypadku, same okoliczności walki wyborczej podstawiają swoistą windę do politycznego nieba. Trzeba tylko do niej wejść. Niestety, senacka winda zarezerwowana była nie dla Macieja Gramatyki, o czym ten (jeśli wierzyć portalowi tychy.pl) dowiedział się w sposób nader niespodziewany, bo podczas zbierania podpisów pod swoją kandydaturą. Wtedy to okazało się, że, jako kandydatka opozycji, podpisy w Tychach, ale pod swoją kandydaturą, zbiera nietyszanka Gabriela Morawska-Stanecka. To musiało zaboleć. Maciej Gramatyka, publicznie zarzucił jej wprowadzanie m.in. mieszkańców Tychów w błąd. Twierdził, że to on jest reprezentantem opozycji w okręgu 75 i powoływał się przy tym na zgodę wyrażoną przez Radę Krajową Platformy Obywatelskiej. Jak się okazało, był niedoinformowany. Opozycyjna rodzina postawiła bowiem ostatecznie na kandydatkę Wiosny, o czym Macieja Gramatykę jakoś nie powiadomiono. A że rodzina ta uznała, iż przeciwko przedstawicielowi PiS wystawi tylko jednego kandydata, to Maciej Gramatyka został automatycznie z senatorskiego ringu wypchnięty.

Reklama

Wysoka wygrana w Tychach w zasadzie rozstrzyga sprawę. Jeśli, najdelikatniej mówiąc, mało znana kandydatka Wiosny, skrupulatnie kamuflująca swoją przynależność partyjną, zdobyła w Tychach przewagę prawie 7 tysięcy głosów nad Czesławem Ryszką (co de facto umożliwiło jej wejście do Senatu), to o ile większą przewagę zdobyłby w Tychach znany tu Maciej Gramatyka: tyszanin, aktualny wiceprezydent miasta (któremu podlegają sprawy społeczne), a do tego np. współorganizator Orszaku Trzech Króli. Nie raz poddawał się już weryfikacji wyborczej, z powodzeniem startując do Rady Miasta Tychy, a później sprawował funkcję przewodniczącego tej rady. Do tego Maciej jest bratem Michała Gramatyki, który dostał się do Sejmu. Nazwisko „Gramatyka”, choćby z tego względu, było bardzo widoczne w kampanii wyborczej. Można było oczekiwać efektu synergii. Przy takich argumentach nie ulega wątpliwości, że Maciej Gramatyka, chociażby w samych Tychach, był w stanie osiągnąć wynik co najmniej dwa razy lepszy od rezultatu obecnej senatorki i dzisiaj w parlamencie zasiadaliby bracia Gramatykowie z Koalicji Obywatelskiej: Michał – w Sejmie, Maciej – w Senacie. Mało tego, biorąc pod uwagę fakt totalnej przewagi popularności Macieja Gramatyki nad Gabrielą Morawską-Stanecką, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że gdyby Koalicja Obywatelska wystawiła go jako trzeciego kandydata w walce o fotel senatora, to bez trudu pokonałby i Czesława Ryszkę, i kandydatkę Wiosny. Zwycięstwo takie otwierało fantastyczne perspektywy.

Trudno bowiem przypuszczać, że taki rarytas, jakim są dwaj bracia w dwóch izbach parlamentu, uszedłby uwagi ogólnopolskich mediów. Przecież do tej pory podobny przypadek nie zaistniał. A że obaj są elokwentni (Michał Gramatyka jest prawnikiem, Maciej Gramatyka był dziennikarzem radiowym), mogliby z powodzeniem brylować w mediach, a tym samym budować swoją pozycję w świecie wielkiej polityki. Być może i świat celebrytów stanąłby przed nimi otworem. W każdym razie Tychy znane byłyby nie tylko z browaru i fabryki samochodów. Przekreśliła to jednak Platforma Obywatelska, składając Macieja Gramatykę na ołtarzu zaspokojenia lewicowych ambicji członków doraźnej rodziny opozycyjnej. Nawiasem mówiąc ten stan rzeczy kompromituje wizję jednomandatowych okręgów wyborczych jako antidotum na niezdrowe upartyjnienie aktu wyborczego.

Zdzisław BARSZEWICZ, AP

Artykuł wydrukowany w dwutygodniku „Nowe Info” nr 23

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Zgadzam sie z Panem redaktorem w całej rozciągłości. Niestety, tak to już jest gdy struktury partyjne w oderwaniu od społeczeństwa i jego reprezentacji podejmują decyzje personalne. Cierpią na tym Tychy i ich mieszkańcy. Jak to jest, ze tak duże miasto nie ma swojej reprezentacji w wyższych organach państwowych? To pytanie do decydentów różnego szczebla i reprezentujących różne instytucje. I apel na przyszlosc o rozsądek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj