Pogrzeb biznesmena Karola Kani. Zginął w katastrofie śmigłowca. Żegnały go tłumy

0
Pogrzeb Karola Kani; fot. J. Jędrysik
Reklama

Dziś (27 lutego) w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Piasku (gmina Pszczyna) odbył się pogrzeb Karola Kani, miejscowego biznesmena, który w zginął w katastrofie śmigłowca w nocy z 22 na 23 lutego br.

Przypomnijmy, że przedsiębiorca i pilot maszyny (należała do Karola Kani) zginęli, kiedy helikopter podchodził do lądowania we mgle. Do wypadku doszło w lesie w Studzienicach. W wypadku dwie osoby zostały ranne (o katastrofie czytaj TUTAJ).

Karol Kania był europejskim potentatem w branży pieczarkarskiej. Jego rodzinna firma wytwarza podłoże do hodowli tych grzybów. W 2016 r. znalazł się na liście 100. najbogatszych Polaków magazynu „Forbes”.

Karol Kania (1940-2021); fot. J. Jędrysik

Ze względu na restrykcje pandemiczne, we mszy św. pogrzebowej Karola Kani wewnątrz świątyni brała udział jedynie rodzina i ograniczona liczba żałobników. Pozostałe osoby zgromadziły się na placu wokół kościoła. Wśród uczestników uroczystości dostrzegliśmy m.in. członków Koła Łowieckiego „Żubr” (zmarły był jego prezesem honorowym) z pocztem sztandarowym, delegację Nadleśnictwa Kobiór, starostę pszczyńskiego Barbarę Bandołę, pułkownika Zbigniewa Piątka – byłego szefa WKU w Tychach i europoseł Izabelę Kloc.

Mszę św. koncelebrowali: ks. proboszcz Grzegorz Stephan, ks. wikary Bogusław Świech oraz ks. Alfred Tatarzyn, proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Pszczynie.

Reklama

Na wstępie kazania ks. Alfred Tatarzyn wspomniał arabską legendę o szejku, którego nawiedził anioł, zapowiadając mu, że nazajutrz przyjdzie po niego, bo życie szejka na ziemi się kończy. Szejk usiłował uciec przed przeznaczeniem na najszybszych wielbłądach, ale w oazie, przy studni, anioł śmierci już na niego czekał.

– Ta legenda ukazuje prawdę o naszym życiu i umieraniu. Nie znamy dnia ani godziny naszego odejścia. Dlatego dzisiaj żegnamy naszego brata śp. Karola. Za miesiąc obchodziłby 81. urodziny. Stało się inaczej. Jednak w tych jego ziemskich latach tyle się mieści – mówił duchowny.

– Dzieciństwo tu, w Piasku. Praca na kopalni. Założenie firmy i jej rozwój. Oprócz tego życie rodzinne… Widzimy tu dziś dwójkę dzieci. Widzimy tragizm sprzed trzech lat, kiedy to syn Wojtek również odszedł nagle i tragicznie z tego świata (doznał udaru w trakcie wycieczki rowerowej – przyp. redakcji). Śp. Karol wiódł szczęśliwe życie rodzinne. Wiele mówił o synach i o wnukach… Nawet w nazwie firmy widnieje – Kania i synowie.

– Oprócz rodziny i firmy ważne dla niego było hobby: las, polowania oraz podróże. Pielgrzymował do Ziemi Świętej. Tam przeżywał radość 50. rocznicy swojego ślubu z żoną Cecylią. We wrześniu tego roku byłaby to 55. rocznica. Karol był człowiekiem dobrym. Wielu z nas doświadczało jego dobroci. To była jego cecha szczególna – mówił ks. Tatarzyn.

– Pewien człowiek miał trójkę przyjaciół – pieniądze, żonę i swoje dobre uczynki – kontynuował ks. Alfred Tatarzyn. – Na łożu śmierci wezwał tę trójkę, żeby się z nimi pożegnać. Pieniądze powiedziały mu, że gdy umrze zorganizują mu pogrzeb i wybudują mu piękny grobowiec. Żona obiecała, że będzie mu towarzyszyć do grobowej deski, pamiętając o nim i modląc się za niego do końca życia. Wreszcie umierający powiedział do dobrych uczynków: „Do widzenia”. One zaś odpowiedziały: „Nie do widzenia. My się z tobą nie rozstaniemy. Jak długo żyjesz, jesteśmy z tobą, a jak umrzesz, pójdziemy za tobą”.

– Jezus powiedział: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”. Miejmy nadzieję, że Karol z synem Wojtkiem spoglądają na nas z tego jednego okna w domu Ojca w niebie – zakończył kazanie ks. Alfred Tatarzyn.

Ze śp. Karolem Kanią pożegnał się ks. proboszcz Grzegorz Stephan. – Zawsze zainteresowany był życiem parafii. W kościele są dwa witraże, które ufundował – św. Karola Boromeusza, swojego patrona i św. Cecylii, patronki jego żony. Spotkania z nim zawsze były pełne życzliwości. Niewiele mówił, ale wiele działał. To był człowiek czynu. Taki był jego charyzmat – mówił proboszcz.

W imieniu zmarłego odczytano list:

„Kochani. Wybaczcie, że odszedłem bez pożegnania, tak nagle, ale sami wiecie… Zawsze żyłem w biegu. Wczoraj tam, dzisiaj tu, jutro – kto wie gdzie. Kochałem życie, kochałem ludzi, kochałem niebo, ziemię i wodę. Poznałem wszystkie smaki życia – od tego gorzkiego po najsłodszy. Największym moim sukcesem była moja rodzina i ludzie, którymi się otaczałem. Wam wszystkim chcę podziękować.

Celinko – być twoim mężem, to najlepsze co los mi podarował. Od zawsze byłaś kobietą mojego życia. Dałaś mi cudowne dzieci i dom, w którym czułem się dobrze i bezpiecznie. Zawsze lubiłem do niego wracać

Maćku – być twoim ojcem było dla mnie ogromną radością, satysfakcją i dumą. Nosić cię na rękach, uczyć chodzić, podnosić, kiedy się przewracałeś. To była największa misja mojego życia. Dałeś mi wszystko, czego potrzebuje ojciec. Potem byłeś mi wsparciem.

Agnieszko, Olu – być waszym teściem, to jak być waszym prawdziwym tatą. Uwielbiałem patrzeć, jak moi synowie byli przy was szczęśliwi, tworząc swoje rodziny. Dawało im to ogromny spokój ducha.

Filipie, Karolino, Julio, Agato, Tosiu i Franku – być waszym dziadkiem, to jakby cały czas mieć 20 lat. Byliście moja motywacją, dumą, radością i miłością.

Dziękuję mojej bliższej i dalszej rodzinie, wszystkim pracownikom i współpracownikom za to, że byliście najlepszą załogą, jaką mogłem sobie wymarzyć. Za pomysły i zaangażowanie.

Dziękuję moim przyjaciołom i kolegom za śmiech do łez, za przygody na śniegu, w wodzie, w górach, w lesie i w powietrzu.

Teraz ruszam na eksplorację innego świata. Nie martwcie się o mnie, nie będę tam sam. Nie żyjemy, aby umierać, ale umieramy, aby żyć wiecznie”.  

Karol Kania został pochowany na cmentarzu komunalnym w Piasku. Nad mogiłą modlono się również za drugą ofiarę śmiertelną wypadku – 54-letniego pilota Jacka.

Pogrzeb Karola Kani; fot. J. Jędrysik

Po złożeniu trumny w grobie, w imieniu rodziny, ze śp. Karolem Kanią pożegnał się  syn Maciej, a także przedstawiciele branży pieczarkarskiej oraz Koła Łowieckiego „Żubr”. Odegrano pożegnalny sygnał na trąbce myśliwskiej, a melodię „Nad Tatrami” zagrali górale m.in. z Kościeliska i Zębu, zaprzyjaźnieni ze zmarłym. Po uroczystości chętni mogli wpisać się do księgi pamiątkowej. Grób Karola Kani tonął w kwiatach.

(J)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj