Co u piechurów idących 501 km Głównym Szlakiem Beskidzkim? Ostatnią relację mieliśmy z Krościenka. Tymczasem nasi wędrowcy – Jarek i Janusz – dotarli już do Węgierskiej Górki, mijając po drodze m.in. Turbacz, Rabkę Zdrój, Jordanów, Babią Górę, Rysiankę.
I właśnie na Babiej Górze, a dokładnie na Przełęczy Krowiarki udało nam się z nimi spotkać. Dosłownie na chwilkę, bo czas goni, bo pogoda teraz jest OK, a za chwilkę ma być deszcz, bo jak już idą to nie chcą za wcześnie odpoczywać…
400 km to ogromny wysiłek, szczególnie z plecakami, niezależnie od pogody. Noclegi nie zawsze są idealne, czasem deszcz i komary nie dają spać w zimnym lub rozpalonym jak piec namiocie. Posiłki też bywają różne, zależy co się chce nosić i gdzie się chce jeść.
Jednak panowie nie narzekają wcale na niewygody. Owszem, bywa ciężko, mokro, zimno itp., ale to stan przejściowy. Pewnie później będzie słońce, gdzieś się odpocznie i nabierze sił, gdzieś wypierze ubrania i wszystko będzie OK. Cały ten trud jest tylko przez chwilę, dzień, kilka dni. A przecież oni idą, żeby zebrać fundusze dla dzieci i ich rodziców, którzy nie potrzebują pomocy tylko „przez chwilę”. Codziennie borykają się z wieloma trudnościami w samodzielnym życiu, w trosce o siebie, o swoją rodzinę, o zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Jarek mówi: „Zobacz, ja ściągnę plecak, wrócę do domu, odpocznę i zapomnę o wysiłku. Dzieci z rozszczepem i ich rodzice tego plecaka nie ściągną nigdy, czasem przywali ich swoim rozmiarem i ciężarem, czasem będzie lżejszy, ale będzie zawsze. Jesteśmy na tym szlaku po to, żeby ten plecak był lekki, wygodny i jak najbardziej dostosowany do potrzeb i możliwości. A na to, niestety, potrzeba wielu, wielu środków”.
Janusz opowiada, jak spotkani ludzie reagują na rozszczep kręgosłupa, na ich wyprawę, na informacje o działaniach Fundacji. Czasem ciężko uwierzyć, że można zrobić coś bezinteresownego dla kogoś; że dzieci na wózkach uczestniczą w życiu społecznym; że wędrują po górach, a dorośli z RK [rozszczep kręgosłupa] zakładają rodziny i pracują.
Oprócz wielu kilometrów nogach, Jarek z Januszem mają za sobą wiele przegadanych godzin, tłumaczeń, wyjaśnień, rozmów o tym, dla kogo idą i po co. Opowiadają o SOS dla RK – programie dla przyszłych mam oraz tych, które już urodziły dziecko z rozszczepem kręgosłupa. O tym, jak potrzebują wsparcia specjalistów, fachowej literatury, szkoleń i warsztatów, na co przeznaczone będą fundusze z zrzutki.
Czasem wędrowcy zamieniają się w słuchaczy, bo każdy niesie jakiś bagaż doświadczeń, którym ma potrzebę się podzielić. Przeznaczone kilkanaście minut na rozmowę zamieniło się godzinę i obaj panowie pognali co tchu na Babią Górę żeby nadgonić czas, a nam pozostało wejście na Diablaka i rozmowy na temat podejścia do pomocy innym, o zaangażowaniu i różnych plecakach na całe życie, które funduje nam los.
W sobotę kończy się już przygoda z Głównym Szlakiem Beskidzkim. Jarka i Janusza będziemy witać na ostatnim punkcie GSB – Ustroń Zdrój PKP, ok. godz. 14.00. Jeżeli ktoś ma ochotę dołączyć – serdecznie zapraszamy. Poznacie nas po ślimaku na plecaku.
Przypomnijmy, że akcja nosi nazwę #rozmowyna501km. Organizatorem jest katowicka Fundacja Spina. Chodzi o podnoszenie świadomości społeczeństwa na temat wady cewy nerwowej u dzieci i dorosłych; propagowanie aktywności ruchowej osób niepełnosprawnych; zbiórkę funduszy na działalność Fundacji Spina związaną z projektem „SOS dla Rozszczepu Kręgosłupa: https://zrzutka.pl/4bvnra
Patronat prasowy akcji #rozomowyna501km: „Nowe Info”.
(r), relacja z trasy: Dorota Kozioł-Żurawska, zdjęcia: uczestnicy wyprawy
Wieści ze szlaku: Jak nie zatrzymać się przy Siekierezadzie?