Nowe Info ma 5 lat. Czym różnimy się od innych?

0
Reklama

W „Nowym Info” staramy się dostrzegać sprawy ważne, które zagłusza otaczający nas szum informacyjny, lub są w ogóle pomijane, jako niewygodna prawda. Można bowiem patrzeć i nie widzieć, albo nie chcieć zobaczyć istoty rzeczy. Dlatego zachęcamy, by po nasze artykuły sięgali czytelnicy, którzy chcą naprawdę wiedzieć, co dzieje się w ich miastach i gminach. Oto trzy przykłady, które dobrze ilustrują, czym nasza gazeta różni się od innych.

W 2015 r. na nowo wybudowanym Stadionie Miejskim w Tychach odbył się towarzyski mecz piłkarski między miejscową drużyną GKS Tychy i niemieckim zespołem 1. FC Köln. Mecz ten (nawiasem mówiąc przegrany przez tyszan 0:1) obejrzało z trybun kilkanaście tysięcy ludzi, transmisję prowadziła TVP.

Wyrwana tajemnica 

Wydarzenie to było głównym punktem programu dwudniowych uroczystości inaugurujących działalność nowo wybudowanego stadionu. Ale choć tak wielu mogło oglądać to wydarzenie opłacone z publicznych pieniędzy, to kwota, którą zapłacono z gminnej kasy niemieckiemu klubowi za rozegranie tego meczu, stała się ściśle strzeżoną tajemnicą prezydenta Tychów. Długoletnia batalia nie tylko o to, ile, ale i konkretnie za co zapłacono drużynie z Köln, to doskonały przykład, jak prezydent Tychów postrzegał jawność i przejrzystość w gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi.

Umowa między Andrzejem Dziubą, prezydentem Tychów, a klubem 1. FC Köln, który reprezentowali prezesi Alexander Wehrle oraz Jörg Schmadtke, nosi dwie daty: prezydent Dziuba podpisał ją 22 kwietnia 2015 r., a prezesi niemieckiego klubu – 13 maja 2015 r. Nasz wniosek o udostępnienie tej umowy rozpoczął prawie czteroletnią batalię prawną, która wciągnęła w wir zmagań nie tylko niemiecki klub, prezydenta Tychów, ale również pozarządową instytucję „Bona Fides” działającą na rzecz przejrzystości życia publicznego, samorządowe kolegium odwoławcze, sąd administracyjny.

Władze miasta uciekały się do różnych wybiegów, aby utrudnić poznanie prawdy. Gdy już zostały zmuszone do udostępnienia treści umowy, to dostarczone ksero było tak marnej jakości, że praktycznie nieczytelne. Po naszej interwencji wymieniono je na czytelniejsze, ale zamazano kwotę transakcji.

Reklama

W końcu wyrwaliśmy prezydentowi Tychów tę pilnie strzeżoną tajemnicę.

Za udział w meczu otwarcia rozegranym 18 lipca 2015 r. na Stadionie Miejskim w Tychach gmina Tychy zobowiązała się zapłacić klubowi 1. FC Köln wynagrodzenie w wysokości 45 tys. euro netto. Łączna wartość przedmiotu umowy wyniosła 220 414,77 zł brutto (według kursu Narodowego Banku Polskiego z 22.04.2015 r.). Jakość kserokopii umowy dostarczonej ostatecznie przez prezydenta Tychów nie budziła już zastrzeżeń, ale bynajmniej nie zamykało to kwestii prawidłowości rozliczeń z niemieckim zespołem. Wprost przeciwnie.

Przeprowadzenie pełnej analizy zobowiązań i płatności w umowie z 2015 r., możliwa była dopiero po oficjalnym upewnieniu się, na jaką kwotę była zawarta. Jak się okazało, niemiecki klub (wbrew zapewnieniom władz Tychów, że wywiązał się ze wszystkich zobowiązań narzuconych umową) nie dotrzymał bardzo istotnego warunku zawartego w tym tak uporczywie utajnianym kontrakcie – do Tychów nie przyjechali zawodnicy tzw. kadry narodowej (piłkarzy 1. FC Köln z lat 70., którzy grali w ówczesnej reprezentacji RFN).

Mimo to, jak usłyszeliśmy, Niemcy zainkasowali pełną należność, bez potrąceń. Prezydent Dziuba poproszony o ustosunkowanie się do tej kwestii – odmówił komentarza.

[„Nowe Info” nr 13 z 2019 r. – artykuł Zdzisława Barszewicza pt. „Wyrwana tajemnica”; „Nowe Info” nr 15 z 2020 r., artykuł Zdzisława Barszewicza pt. „Zła zapłata dla 1. FC Köln”].

Innego rodzaju tajemnicę skrywał ratusz w Mikołowie. W styczniu 2017 r. dotarły do nas informacje, że burmistrz Mikołowa Stanisław Piechula oraz jego asystentka utrzymują ze sobą intymne relacje w godzinach pracy Urzędu Miejskiego. Wielu o tym wiedziało i milczało.

Romans i zarobki

Gdy zajęliśmy się tą sprawą, okazało się, że interesowała się nią wcześniej jedna z ogólnopolskich gazet, ale odpuściła temat, i życie w ratuszu toczyło się po staremu. My nie odpuściliśmy, bo to, co robi burmistrz w godzinach pracy urzędu, nie jest tylko jego prywatną sprawą. Nie interesowały nas plotki, lecz niezbite fakty.

Dotarliśmy m.in. do świadka, który widział burmistrza i jego podwładną, jak około południa wchodzili do jednego z katowickich hosteli, a po kilku godzinach stamtąd wychodzili.

W takich okolicznościach zapytaliśmy burmistrza wprost, czy utrzymuje intymne stosunki w godzinach pracy ze swoją asystentką.

Wyraźnie zaskoczony burmistrz odpowiedział, że w godzinach pracy nie, a poza godzinami pracy to są już jego prywatne sprawy. Przesłaliśmy burmistrzowi Piechuli tę wypowiedź do autoryzacji. I nagle 6 lutego 2017 r., czyli akurat w przeddzień ukazania się artykułu w „Nowym Info”, burmistrz Piechula na stronie facebookowej poinformował o swoim związku z asystentką.

Po jakimś czasie musieliśmy znowu sięgnąć do tego tematu, informując że po ujawnieniu przez „Nowe Info” skandalu obyczajowego w Urzędzie Miejskim w Mikołowie asystentka burmistrza pożegnała się z tą funkcją i została przeniesiona do jednostki organizacyjnej miasta – Centrum Usług Wspólnych na stanowisko specjalistki w wydziale administracyjno- -organizacyjnym.

Szybko pięła się tu po szczeblach kariery, by w końcu objąć stanowisko dyrektora Centrum Usług Wspólnych. Ale jeszcze jako asystentka w okresie od 9 sierpnia 2016 r. do 3 lutego 2017 r. otrzymała wynagrodzenie w wysokości ponad 42 tys. zł brutto (po podzieleniu przez 6 miesięcy daje to miesięcznie ponad 7 tys. zł brutto).

[„Nowe Info” nr 6 z 2017 r. – artykuł Jarosława Jędrysika i Zdzisława Barszewicza pt. „Burmistrz i asystentka”; „Nowe Info” nr 35 z 2017 r. – artykuł Jarosława Jędrysika pt. „Zarobki i romans”; „Nowe Info” nr 11 z 2019 r. – artykuł Jarosława Jędrysika pt. „Awans z romansem w tle”].

Lawina dobra

Wśród wszystkich artykułów, które ukazały się w ciągu owych 5 lat w naszej gazecie, szczególne miejsce zajmuje historia dwóch sióstr z Ukrainy – Tamary i Maszy – którym w Pszczynie świat się zawalił, ale dobro okazane przez panią Mirosławę Gruszczyk z Rudołtowic nie pozwala zwątpić w człowieczeństwo. Opowieść krążyła po ludziach. Nasza dziennikarka Renata Botor-Pławecka przypadkowo usłyszała ją, będąc klientką jednego z punktów ksero, i zrobiła wszystko, by cała Polska dowiedziała się o historii z Rudołtowic.

24 października 2017 r. na oznakowanym przejściu dla pieszych w Pszczynie doszło do wypadku. Potrącone zostały dwie kobiety, siostry z Ukrainy – Tamara i Masza. Po pobycie w szpitalu (Tamara przeszła poważną operację, była przykuta do łóżka, niesamodzielna; Masza poruszała się o kulach) kobiety nie miały gdzie się podziać. Nie znały języka, nie miały pieniędzy, by uregulować wysoki rachunek za leczenie szpitalne.

Pani Mirka, mimo że ciężko pracuje (sama prowadzi duże gospodarstwo rolne – ok. 20 ha ziemi, hoduje ok. 200 owiec), dowiedziawszy się, że potrzebna jest pomoc, najpierw przygarnęła Maszę, a zaraz potem – na prowizorycznych noszach – przetransportowała samochodem do swojego domu Tamarę.

Przez ok. 5 miesięcy zupełnie bezinteresownie opiekowała się Ukrainkami – żywiła, organizowała leczenie, rehabilitację itd.

Pomoc nie skończyła się wraz z wyjazdem sióstr. Pani Mirka uważała, że sytuacja Ukrainek, którym w naszym kraju przydarzyło się nieszczęście, powinna wyglądać inaczej. Jako że jest prawnikiem z wykształcenia, walczyła o  sprawiedliwość dla nich.

Postawa pani Mirki otwarła serca innych ludzi, którzy też pośpieszyli z bezinteresowną pomocą. To wspaniali ludzie z Rudołtowic i sąsiednich miejscowości. Uruchomiła się – jak to określa pani Mirosława – lawina dobra.

Redakcja „Nowego Info” zgłosiła panią Mirkę do prestiżowej, ogólnopolskiej Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody” ustanowionej przez Muzeum Powstania Warszawskiego. To wyróżnienie dla współczesnych bohaterów, którzy bez względu na trudności i niepowodzenia kierują się w życiu zasadami podobnymi do tych wyznawanych przez pokolenie powstańców. To nagroda dla „powstańców czasu pokoju”, a więc osób, które bezinteresownie robią coś wyjątkowego dla innych, a ich postawa może stanowić przykład dla młodych ludzi.

Zgłosiliśmy panią Mirosławę w kategorii „Wyjątkowy czyn”, bo nie jest łatwo wziąć pod swój dach dwie zupełnie obce, schorowane osoby i opiekować się nimi przez kilka miesięcy, 24 godziny na dobę, jak najbliższą rodziną. Jeszcze trudniej to zrobić, gdy podopiecznymi są osoby z innego kraju, z innej kultury, mówiące w nieznanym języku.

Dla Mirosławy Gruszczyk nie ma jednak znaczenia, jakiej kto jest narodowości, czy go zna czy też nie. Bo jej zasadą jest, że każdemu człowiekowi w potrzebie zwyczajnie trzeba pomóc. Pani Mirka nie zastanawiała się więc, czy ryzykuje, czy da radę, że może to trwać miesiącami czy latami i dużo kosztować. Wzięła na siebie obowiązek i odpowiedzialność. Nic więc dziwnego, że kapituła nagrody Muzeum Powstania Warszawskiego nie miała wątpliwości – 31 marca 2019 r. Mirosława Gruszczyk została laureatką Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”.

[„Nowe Info” nr 8 z 2018 r. – artykuł Renaty Botor pt. „Sprawdzian z dobroci”; „Nie oceniaj, jeśli nie wiesz” – „Nowe Info” nr 12 z 11.06.2019 r.]

Nowe Info ma pięć lat. Poznajcie naszą historię

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj